Po Negri były Czyżewska, Komorowska, Pacuła. Każda z nich za Oceanem miała swoje pięć albo piętnaście minut. Czyżewska, gwiazda filmów Stanisława Barei ("Mąż swojej żony” i "Żona dla Australijczyka”) wyjechać musiała, bo w roku 1967 jej amerykański mąż ośmielił się skrytykować sekretarza Gomułkę, za co został uznany w Polsce za persona non grata. Zagraniczny sukces nie stał się jej udziałem, ale niezmiennie pojawiała się na małym i dużym ekranie w rolach charakterystycznych. Choćby w kultowym „Seksie w wielkim mieście”, gdzie zagrała doktor Shapiro, albo w niedawnym filmie "Futro: portret wyobrażony Diane Arbus”. Doświadczenia Elżbiety Czyżewskiej na emigracji zainspirowały Yurka Bogayewicza do realizacji nominowanego do Oscara (1988) i nagrodzonego Złotym Globem filmu "Anna”.

Reklama

Drugą jego bohaterką była Joanna Pacuła, której w latach 80. w Hollywood wiodło się całkiem nieźle. Została w USA, bo podczas nowojorskich wakacji skradziono jej paszport. Zamieszkała u Czyżewskiej, a z czasem zagrała w blisko 50 obrazach i wyrosła na gwiazdę kina akcji, choć raczej klasy B. W karierze pomógł jej Roman Polański, który polecił piękną aktorkę reżyserowi filmu „Park Gorkiego” Michaela Apteda, co dla niej skończyło się nominacją do Złotego Globu.

Z sensacyjnymi produkcjami, głównie męża Christiana Duguaya, kojarzy się również Liliana Komorowska. Najgłośniejszą pośród nich były "Zasady walki”, w których Polka partnerowała Wesleyowi Snipesowi. W ostatnich latach do Komorowskiej i Pacuły dołączyły młodsze koleżanki, dzięki czemu nasza załoga w Hollywood wydaje się liczniejsza niż kiedykolwiek.

Dziewczyna numer 007: Izabella Scorupco

Nie każda aktorka ma szansę zostać dziewczyną Bonda. Ale Izabelli Scorupco się udało. Pękaliśmy z dumy, gdy dostała rolę w "GoldenEye” (1995). Nie przeszkadzało nam nawet to, że Szwedzi traktują ją jak swoją. Zamieszkała wśród nich jako ośmiolatka i tam zaczęła robić karierę - od występu w filmie "Nikt tak nie kocha jak my” (1988) i chodzenia po wybiegach. Skandynawowie lubili patrzeć na piękną białostoczankę tak samo, jak słuchać jej piosenek. Debiutancki album "Iza” (1991) z miejsca stał się Złotą Płytą, a kawałek "Shame Shame Shame” hitem na europejską skalę.

Reklama

Potem był Bond. Jego realizatorzy szukali Rosjanki, lecz znaleźli Polkę w Szwecji. Natalia Simonowa w wykonaniu Izy Scorupco (a właściwie Skorupko) okazała się dziewczyną inną niż wcześniejsze - nie tylko piękną, ale też znakomicie wykształconą ukochaną agenta. Po "Granicach wytrzymałości” (które badała w towarzystwie Chrisa O’Donnella i Billa Paxtona) i futurystycznym westernie "Władcy ognia” (gdzie była pilotem helikoptera i kronikarzem zmagań Christiana Bale i Matthew McConaugheya ze smokami), Polkę wrzucono do szuflady z napisem: "kobiety efektownie strzelające i bijące się jak mężczyźni”. Mniej wystrzałowa była jedynie jako lekarka, starająca się pomóc pacjentom w starciu z szatanem w prequelu "Egzorcysty”.

"Podchodzę do spraw zawodowych z dystansem większym niż kiedykolwiek: uda się, to dobrze, nie uda - trudno" - tłumaczy aktorka, która po tym horrorze wzięła urlop wychowawczy. Bez grania wytrzymała dwa lata, po czym za Oceanem nakręciła komedię "Cougar Club”, a w Szwecji kryminał "Solstorm”. Dziewczyna z Białegostoku, która ćwiczyła lekcje pianina na papierowej klawiaturze, bo nie stać jej było na prawdziwy instrument, a teraz mieszka wśród palm w Fabryce Snów.

Reklama

Ukochana Monte Christo

Kielczanka Dagmara Domińczyk zaczynała od reklamy jogurtu. Zarobiła na niej pięć tysięcy dolarów, więc uznała, że jest już aktorką i rzuciła pracę w restauracji. "Wtedy agentka załatwiła mi pracę dublerki na Broadwayu. Zagrałam 13 spektakli sztuki "Closer” i wysłałam kasetę na casting do filmu "Rock Star”. Dostałam tę rolę, a dalej to już się potoczyło" - wspomina. Wystąpiła w komediowym "Zakazanym owocu” i thrillerze "Oni”, ale przede wszystkim w kostiumowym widowisku Kevina Reynoldsa "Hrabia Monte Christo”.

Aktorką chciała być od pierwszego seansu "W pustyni i w puszczy”, wtedy bowiem na zabój zakochała się w młodym Tarkowskim („Kazałam mamie kupić pamiętnik i smarowałam w kółko: kocham Stasia”). Mimo trudności i kłopotów z angielskim córka wydalonego z Polski działacza świętokrzyskiej "Solidarności” ukończyła z wyróżnieniem High School of Performing Arts na Manhattanie. Studia w Pittsburghu - na samych piątkach i z Nagrodą im. Johna Arthura Kennedy'ego dla najlepszych absolwentów.

Chciała być aktorką, ale nie gwiazdą w stylu Julii Roberts. Raczej nową Meryl Streep, która tworzy kreacje tak znakomite, że ludzi nie obchodzą jakieś plotki na jej temat. Właśnie dlatego po sukcesie "Hrabiego…” Domińczyk nie przeprowadziła się do Los Angeles. Od tamtejszych przyjęć i premier wolała teatralny Nowy Jork. "W Hollywood miałabym pewnie więcej ofert, ale być może grałabym ciągle tę samą rolę w rozmaitych wersjach i stałabym się przedmiotem plotek" - mówi 32-letnia aktorka. Na brak pracy jednak nie może narzekać. Przez ostatnie cztery lata pokazała się m.in. w "Kinseyu”, "Samotnych sercach”, "Biegając z nożyczkami” i wydanym właśnie w Polsce na DVD "Więźniu”. Jest mamą dwuletniego Kalina Patricka i żoną popularnego aktora Patricka Wilsona. I choć gwiazdor "Małych dzieci” specjalnie dla niej zaczął się uczyć języka polskiego, Dagmara Domińczyk nie przyjęła jego nazwiska. "Jestem dumna z mojego pochodzenia. Poza tym ojciec nie ma synów i w związku z tym chcę nosić jego nazwisko. A że kilka osób w Hollywood łamie sobie na nim język, to już ich problem".

Wygrane marzenia Izy Miko

Nazwiska nie zmieniła także Izabella Anna Mikołajczak. Tylko je skróciła, bo Amerykanie mają wielki problem z wymawianiem litery "ł”. Pannę Miko (rocznik 1981) poznali, gdy zatrudniła się w charakterze barmanki (specjalność tańce na ladzie) w najgorętszym barze Nowego Jorku zwanym "Coyote Ugly”, czyli „Parszywy kojot”. Film pod tym tytułem (u nas "Wygrane marzenia”) był sporym hitem w 2000 roku, a temperamentnej Polce uchylił drzwi do kariery. Przeszła przez nie szybko, by pojawić się w obsadzie m.in. "Straconych” i drugiej części hitu "W rytmie hip-hopu”, ale także reklamie Starbucksa, w której partnerowała Michaelowi Bubble. W kronikach towarzyskich zaś jako dziewczyna Josha Hartnetta, ponoć wymienionego na lepszy model w osobie Maćka Zakościelnego.

Wygrane marzenia? Niezupełnie. Córka aktorskiej pary Aleksandra Mikołajczyka i Grażyny Dyląg debiutowała co prawda w "Akademii Pana Kleksa”, ale świata nie widziała poza baletem. W wieku 14 lat poleciała do Stanów uczyć się tańca w słynnej nowojorskiej szkole Balanchina. "Do południa pracowałam w recepcji (w zamian za darmowe zajęcia), o 12.30 zaczynałam zajęcia w szkole, do nocy pisałam prace domowe" - wspomina. Sprzedawała baterie na Times Square, a dożywiała się na spotkaniach anonimowych alkoholików, gdzie serwowano mleko i ciastka ("Wtedy doszłam do wniosku, że moje życie nie jest takie złe. Ciasteczka były dobre.”). Plany pokrzyżowała jej kontuzja, więc Iza znalazła nowe hobby. Zapisała się do szkoły aktorskiej Lee Strasberga i już na pierwszym castingu dostała angaż do "Wygranych marzeń”. Dla roli gotowa jest na wszystko: - 200 procent. Ostatnio znowu musiałam dokleić włosy. Kiedyś już to zrobiłam, co prawie skończyło się łysiną. Trzeba znowu? Nie ma sprawy. Przytyć, schudnąć? Proszę bardzo!

Alicja w krainie hollywoodzkich czarów

Najpierw była pochlebna recenzja w "New York Timesie”. Po premierze dramatu "Trade”, w którym Alicja Bachleda-Curuś zagrała ofiarę handlarzy żywym towarem, krytyk szacownej gazety napisał: "To jedna z ról, które pozostawiają niezatarte wrażenie”, a recenzentka z dodatku do tego samego „NYT” Karen Durbin umieściła nazwisko Polki w "światowej pierwszej lidze debiutantek”. Potem były artykuły w kolejnych magazynach, m.in. "GQ” i należącym do Oprah Winfrey miesięczniku "O”.

Do filmu made in USA nasza Zosia z "Pana Tadeusza” trafiła za sprawą niemieckiego reżysera, który pracował z nią wcześniej przy "Sommersturm” ("Letnia burza”). Dostała epizod, ale gdy Milla Jovovich zrezygnowała z głównej roli, Marco Kreuzpaintner nalegał na powierzenie jej nieznanej aktorce z Europy o trudnym nazwisku. Po pierwszym sukcesie Alicja dostała oferty od kilku agencji. Wybrała współpracujące z Robertem De Niro CAA (Creative Artists Agency), zamieszkała w Hollywood i próbuje sił na castingach. Trzymamy kciuki. Nowa Pola Negri bardzo by nam się przydała.