Rzecz zaczyna się jak saga o ludziach lodu – panoramicznymi ujęciami skutych mrozem przestrzeni z rzadka porośniętych ubogą roślinnością bezkresnych przestrzeni. Jest człowiek i są zwierzęta, stado reniferów, a więc pasterz i trzoda, topos żywcem wyjęty z najstarszych opowieści w dziejach kultury. Pasterz jest jednak na wskroś współczesny, powozi nie zaprzęgiem, lecz skuterem śnieżnym, ubrany jest nie w futro, lecz kurtkę puchową, a do obrony ma nie łuk i dzidę, lecz sztucer. A jednak ów kowboj z północy nie jest dzieckiem naszych czasów, lecz reliktem przeszłości. Klemens, bo o nim mowa, jest outsiderem i odludkiem. Utrzymuje się z wypasania wspomnianych rogaczy, co nie jest ani dochodowe, ani prestiżowe, w czym sekunduje mu kilkunastoletni siostrzeniec.
Nejla jest na progu dorosłości, wkrótce skończy szkołę – od przesiadywania w której na razie woli wypady z Klemensem – i musi zdecydować, co dalej chce robić. Kontynuować naukę w mieście czy szusować po oblodzonych pastwiskach. Wkrótce los powie: "sprawdzam". Kiedy w okolicy zacznie grasować i pustoszyć ich stado objęty rządową ochroną wilk, w Klemensie i Nejli odezwie się myśliwski zew. Mimo że za zabicie drapieżnika grozi więzienie, ruszą w pogoń za zwierzęciem. Nejl dopadnie wilka i brutalnie zabije go siekierą. Oskarżony i osądzony zostanie Klemens, który weźmie na siebie winę krewniaka. Proces sądowy i pobyt w więzieniu ożywi nadwątlone więzi rodzinne i pomoże chłopakowi w wyborze drogi życiowej i odkryciu własnej tożsamości.
W tej słodko-gorzkiej opowieści o przemijaniu, atrofii związków między najbliższymi sobie ludźmi, ludzkiej małości i wielkości, pobrzmiewają także echa odwiecznego konfliktu między człowiekiem i naturą. Alfredson nikogo nie oskarża – pytanie o to, jak ułożyć te relacje, pozostaje bez odpowiedzi.
WILK | Szwecja, Norwegia 2008 | reżyseria: Daniel Alfredson | dystrybucja: Vivarto | czas: 95 min
Reklama