Adam (Luke Treadaway) i Morello (Natalia Tena) spotykają się na szkockim festiwalu T in the Park. On jest frontmanem popularnego zespołu The Make – brzmieniowo i wizualnie gdzieś pomiędzy Hot Chip i The Killers – ona śpiewa w nieznanym szerzej damskim punkowym składzie Dirty Pinks. Kiedy dochodzi między nimi do sprzeczki, pewien nawiedzony kaznodzieja – w tej roli żywa legenda soulu Al Green – postanawia dać im lekcję miłości bliźniego i skuwa ich kajdankami. Sytuacja staje się podwójnie niewygodna, gdy pojawiają się dziewczyna Adama i chłopak Morello, choć ich obecność służy tylko uwypukleniu uczucia, które w nieunikniony sposób zaiskrzy między początkowo niechętną sobie dwójką.

Reklama

Przewidywalność tego wątku jest rozczarowująca, choć Treadaway i Tena (znana polskim widzom z ról w "Harrym Potterze" i "Grze o Tron") robią, co mogą, by dodać swoim bohaterom trochę głębszy wymiar. Show kradnie im jednak Mathew Baynton wcielający się w postać Tyko – drugiej połowy The Make: uroczy dziwak o niestandardowym poczuciu humoru i jego małe, marginalnie potraktowane przygody są znacznie ciekawsze niż główna oś narracji.

Mackenzie ("Hallam Foe", "Ostatnia miłość na Ziemi") jest jednym z najoryginalniejszych europejskich reżyserów, robiących kino kameralne i pozbawione pretensji. "Tej nocy będziesz mój" ogląda się arcyprzyjemnie. Nie tylko dlatego, że widzimy paradokumentalne ujęcia festiwalu z 2010 roku ze świetnymi występami Palomy Faith czy Jamiego T. Udało się uchwycić ulotnego ducha tego typu imprez: mieszaniny radości, zmęczenia, szaleństwa, euforii, wzruszenia i poczucia wspólnoty.

Nim rozpocznie się sezon letnich festiwali muzycznych, warto obejrzeć ten film, który oprócz banalnej historyjki miłosnej opowiada o nieskończonej radości, jaką czerpiemy z muzyki.

TEJ NOCY BĘDZIESZ MÓJ | Wielka Brytania 2011 | reżyseria: David Mackenzie | dystrybucja: Vivarto | czas: 80 min