Cztery agentki obcych wywiadów i terapeutka zajmująca się pomocą pracownikom służb wywiadu. Oto bohaterki "355", czyli filmu, który udowadnia, że gatunek kina szpiegowskiego już nie należy do mężczyzn. Jak to w tego typu historiach bywa, bohaterki będą musiały ocalić świat przed kolejnym psychopatą, a przy okazji nauczyć się, czym jest siostrzeństwo w służbach wywiadowczych.

Reklama

Bingbing Fan na ekranie pojawia się jako pracowniczka chińskiego MSS, która jest za pan brat ze sztukami walki i nowymi technologiami. Przez Zooma opowiedziała nam, jak wyglądało jej przygotowanie do roli w najbardziej feministycznym filmie hollywoodzkim sezonu.

Trwa ładowanie wpisu

Artur Zaborski: Anegdota mówi, że kiedy Jessica Chastain była jurorką na festiwalu w Cannes w 2017 roku, oglądała filmy, wśród których brakowało interesujących opowieści o kobietach. Postanowiła to zmienić, produkując własny film. Natomiast o to, jak ma on wyglądać, pytała ponoć przede wszystkim was - aktorki. Rzeczywiście tak było?

Reklama

Bingbing Fan: Poznałam Jessikę właśnie wtedy w Cannes. Miała już w głowie pomysł na ten projekt. Szukała funduszy na sfinalizowanie go. Jeszcze ich nie miała, gdy napisała do mnie maila z pytaniem, czy chciałabym zagrać chińską agentkę. Od razu się zgodziłam, bo jej wizja była świetna - mówiła, że chciałaby, żeby w głównych rolach pojawiły się wyłącznie zróżnicowane etnicznie aktorki. Dostałam więc możliwość współpracy z Jessiką, którą niesamowicie szanuję, a także wsparcia projektu, który miał świetne założenia.

Jessica dała aktorom aż kilka tygodni na przygotowanie się do roli. Jak ty wykorzystałaś ten czas?

Zaczęłam przygotowywania od razu. Codziennie brałam lekcje języka angielskiego, który jest moim drugim językiem. Ciężko pracowałam nad tym, żeby dobrze wymawiać wszystkie moje kwestie. Do tego dochodził jeszcze trening fizyczny, który nastawiony był na wzmocnienie mojej siły. Bardzo się do niego przykładałam. Codziennie uczęszczałam na siłownię i chodziłam pływać. Zaczęłam też boksować. I chociaż tę część przygotowań robiłam na własną rękę, to i tak musiałam być w ciągłym kontakcie z reżyserem i innymi aktorkami, żeby móc zbudować wiarygodne relacje między naszymi bohaterkami. Cała ekipa przyłożyła się do powierzonych zadań.

Reklama

W filmie pokazujecie, jaką cenę płaci się za pracę w służbach. Twoja bohaterka musi sporo poświęcić, nigdy też nie czuje się bezpiecznie. Myślisz, że byłabyś gotowa na takie poświęcenie, gdyby ktoś zaproponował ci pracę w wywiadzie?

Zdecydowanie tak. Taka praca byłaby spełnieniem moich marzeń. Ten zawód daje akces do niezwykle ciekawego świata, niedostępnego na co dzień. Fascynuje mnie, jak Lin Mi Shen wykorzystuje nowoczesne technologie i łączy je z tradycyjnymi formami walki, jak na przykład chińskie kung-fu, żeby wydobywać z ludzi informacje. A przy tym sama skrywa mnóstwo sekretów.

Gadżety, z których korzysta twoja bohaterka, są świetne. Bardzo jej ich zazdrościłem. Jestem ciekaw, jaka jest twoja prywatna relacja z technologią?

Fascynuje mnie kierunek rozwoju technologii i to, jak ona się ulepsza każdego dnia. Zauważ, jak bardzo ona przyspieszyła podczas pandemii koronawirusa. To dzięki niej możemy teraz rozmawiać w czasie rzeczywistym, widząc się twarzą w twarz, chociaż ty jesteś w Polsce, a ja w Chinach. Bardzo lubię testować nowe formy technologii, choć najbardziej lubię zostawać przy tym, co już dobrze znam, przy czymś vintage, bo jestem już starą kobietą. (śmiech)

Gdzieś przeczytałem, że ty podobno boisz się broni. Czy to prawda?

Tak! W dniu, w którym pierwszy raz nagrywaliśmy sceny z jej użyciem, przeżyłam prawdziwy horror. Bardzo się bałam, bo huk wystrzałów był wyjątkowo donośny. Najgorsze było to, że nie chciałam zawieść moich koleżanek, więc musiałam zachować pokerową twarz i udawać, że wszystko jest w porządku. Naprawdę wzbiłam się wtedy na wyżyny aktorstwa! (śmiech)

Uczyłaś się wszystkich sztuk walki na potrzeby roli czy któreś już znałaś wcześniej?

Jak byłam mała, to bardzo lubiłam azjatyckie gwiazdy kung-fu, zwłaszcza Jackie Chana. Gdy dorosłam, miałam możliwość go poznać. Zresztą przyjaźnimy się do dziś. Mówię o tym, bo to właśnie Jackie Chan, z którym zagrałam w filmie akcji, był moim pierwszym nauczycielem ruchów kung-fu. Do niedawna walki w tym stylu pojawiały się tylko wtedy, gdy centralną postacią w filmie był facet. Teraz wreszcie to się zmienia. Ostatnio nakręcono wiele filmów, które skupiają się na kobiecej perspektywie. Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej i że wpłyną na to, jak studia filmowe postrzegają herstorie. Cieszę się, że jestem częścią projektu, który podkreśla kobiecą siłę i daje szanse kobietom pojawić się w głównej roli w gatunku dotąd zarezerwowanym dla mężczyzn.

Czy w USA filmy kręci się inaczej niż w Chinach?

Nie dostrzegam zbyt wielu różnic, choć akurat uważam, że branża filmowa w Stanach jest bardziej profesjonalna. Finansowo do niedawna staliśmy na podobnym poziomie. Teraz rynek w Chinach, który jest znacznie większy, generuje wyższe przychody. Ale chociaż w puli są duże pieniądze, to jednak chińskim produkcjom brakuje często dobrej fabuły i angażującej historii. Pod tym względem Chińczycy mogliby się poprawić i rozwinąć.

"355" opowiada o współpracy między krajami i zasypywaniu różnic. Tak jak powiedziałaś, w głównej roli pojawia się pięć aktorek, każda z was ma inne korzenie. Czy różnice między wami wychodziły na planie?

Nie, bo każda z moich koleżanek jest niezwykle profesjonalna. Oglądałam wiele filmów z ich udziałem i zawsze byłam pod ogromnym wrażeniem ich występów. Gdy stanęłam obok nich na planie, podglądałam metody ich pracy, naprawdę dużo się nauczyłam i to zarówno aktorsko, jak i życiowo, bo okazało się, że każda z nich ma też wyjątkowe podejście do swojego życia domowego. I chętnie się tym podejściem ze mną dzieliły.

Film "355" już w kinach.