Nagrodę za Najlepszy Dokument Europejski odebrała Anna Zamecka, autorka filmu "Komunia". - Dziękuję Akademii i mojej ekipie filmowej, która mi zaufała. I PISF-owi za danie mi możliwości zrobienia "Komunii" tak, jak chciałam - powiedziała reżyserka. Na spotkaniu z dziennikarzami, już po gali, dodała, że film był pretekstem do pokazania próby scalenia rodziny. A zupełnie prywatnie przyznała, że nie spodziewała się tej nagrody. Była pewna, że otrzyma ją Sergiej Łoźnica za znakomity dokument "Austerlitz".

Reklama

Drugi europejski Oscar powędrował w ręce Doroty Kobieli i Hugh Welchmana, nagrodzonych w kategorii Najlepszy Europejski Pełnometrażowy Film Animowany za „Twojego Vincenta” (polsko-brytyjska koprodukcja).

To pierwszy w historii film ręcznie malowany, klatka po klatce. W sumie 65 tys. klatek malowanych przez 125 zawodowych malarzy z całego świata.

- Nie chcieliśmy zrobić kolejnego biograficznego filmu o Vincencie von Goghu, o jego nieszczęśliwym życiu i zagadkowej śmierci - wyjaśniła mi w rozmowie Dorota Kobiela. - To artysta, który wymyka się jakimkolwiek definicjom. Uznaliśmy, że ożywienie postaci z obrazów Mistrza i danie im głosu pozwoli zachować tajemnicę i pokazać, jak bardzo skomplikowana i złożona była jego osobowość. To nie był urodzony geniusz ani szaleniec, jak się powszechnie uważa. Na pewno jednak człowiek wybitny, tytanicznie pracowity, uzdolniony, ale i udręczony. Myślę, że nie tylko samo potraktowanie tematu ale także jego forma, ręczna animacja i zachowanie wierności malarstwu Mistrza zostało docenione. Na 18 nagród, jakie dostaliśmy, aż 16 to nagrody publiczności.

Nie wiadomo, czy i jak nagroda EFA przełoży się na szanse „Twojego Vincenta” na wyboistej drodze po hollywoodzkiego Oscara. O tym przekonamy się dopiero 23 stycznia, kiedy ogłoszone zostaną nominacje. Według The Hollywood Reporter „Twój Vincent” wymieniany jest jako zdecydowany faworyt. A Hugh Welchman ma już statuetkę za animowanego „Piotrusia i Wilka”.

PAP/EPA

Ruben Ostlund, którego „The Square” został Najlepszym Filmem Europejskim, zażartował, że jeśli po Złotej Palmie w Cannes i europejskim Oscarze nie dostanie tego z Hollywood, będzie zawiedziony. Cieszył się również, że „The Square” nie walczył o statuetkę w 2014 roku, kiedy wszystkich znokautował Paweł Pawlikowski ze swoją „Idą”, z którym prywatnie jest zaprzyjaźniony. A już na poważnie, na pytanie jednego z dziennikarzy, czy wzorem innych opromienionych sukcesami europejskich reżyserów zamierza przenieść się do Los Angeles, odpowiedział, że nie dopuszcza takiej opcji.

- Po co mam się przenosić do Hollywood? Chcę robić moje kino, a nie kopiować cudze wzory za większe pieniądze. Tak naprawdę jedynie Milos Forman i Roman Polański realizowali w Ameryce dobre kino. Wielu dobrych europejskich reżyserów rozmieniło się tam na drobne.

Ruben uważa się za reżysera Starego Kontynentu i jest dumny z dziedzictwa europejskiej kinematografii. Za Wimem Wendersem wierzy, że filmowcy mają misję jednoczenia Europy w jej różnorodności.

Dwa słowa o polityce

A skoro mowa o przewodniczącym EFA Wimie Wendersie, to i tym razem zabrał on głos w kwestii politycznej. Przyznał, że z niepokojem obserwuje rosnące w siłę w całej Europie narodowe nacjonalizmy i związaną z tym nietolerancję dla etnicznej i kulturowej różnorodności, oraz próby cenzurowania sztuki lub narzucania jej ideologicznego i jedynie słusznego przesłania.

Mocnej wymowy politycznej i feministycznej nabrało także wystąpienie wybitnych europejskich producentek, w tym Ewy Puszyńskiej, która stwierdziła, iż w Polsce łamane są prawa kobiet w kwestii dopuszczalności aborcji, że kobiety są pozbawiane godności, upokarzane, nieszanowane. O seksizmie w branży filmowej mówiły z kolei: Ada Solomon, producentka rumuńska i Helena Daniellsen, producentka z Danii. Przekonywały one, że kobiety nie chcą być ofiarami domowej przemocy i męskiej dominacji. Chcą być partnerkami mężczyzn, traktowanymi z szacunkiem i zmieniającymi ten świat na lepsze. W ich głos mocno wpisały się także antyseksistowskie wypowiedzi Julie Delpy, która w Berlinie odebrała Nagrodę European Achievement in World Cinema.

- Producenci i duże studia nie chcą dawać pieniędzy kobietom reżyserkom - powiedziała mi Julie Delpy. - A dlaczego? Bo są zbyt emocjonalne, niestabilne. W Europie to ma wartość dodatnią, ale w Hollywood jest odwrotnie. Mój najnowszy film „My Zoe”, który opowiada o miłości rodzicielskiej matki do dorosłej córki, i którego pomysł nosiłam w sobie od ponad 20 lat po jednej z rozmów z Krzysztofem Kieślowskim, nie dostał pieniędzy na realizację. Na trzy tygodnie przed początkiem zdjęć. Jeśli do 15 grudnia nie uzbieram brakujących 60 tys. euro, to go nie zrobię - stwierdziła Delpy.

Reklama

Jej desperację było widać, gdy odbierając nagrodę z rak Volkera Schloendorffa (z którym nakręciła „Homo Faber” i za który w 1991 roku dostała statuetkę EFA dla najlepszej aktorki), na scenie pojawiła się z grubą rolką biletów. Ogłosiła, że za wpłaty gotowa jest zjeść śniadanie w Sofitel z darczyńcami. Nie wiem, kto dostąpił zaszczytu, ale pierwsze bilety zostały szybko sprzedane.

Zaskoczenia

Wszystkim, którzy lubią bawić się w przewidywanie tego, kto wygra, gala przyniosła sporo niespodzianek. Poza nagrodą dla operatora Michaiła Kirchmana za zdjęcia i kompozytorów muzyki Evguenia i Saszy Galpricne, „Niemiłość”, wybitny film Andrieja Zwiagincewa, niestety nie został w Berlinie doceniony. Podobnie jak mój faworyt, węgierski „Dusza i ciało” w reż. Ildiko Enyedi (Złoty Niedźwiedź na festiwalu w Berlinie). Pocieszeniem była jedynie nagroda aktorska dla debiutującej na ekranie Alexandry Borbely. Kiedy zapytałam ją, jakie to uczucie być wśród nominowanych z Juliette Binoche i Isabelle Huppert, Alexandra stwierdziła, że wciąż nie może w to uwierzyć, bo to od zawsze były jej ulubione aktorki. Odbierając statuetkę, nie mogła powstrzymać drżenia rąk i wielkich emocji. Ten film to wspaniała, nieoczywista, surrealistyczna i poetycka opowieść o tym, jak ludzie potrąceni przez życie próbują przełamać wewnętrzne bariery i zbliżyć się do siebie. Ile w nim zderzeń scen o niezwykłej czułości i zarazem brutalności. Jak skomentował to Carlos Saura: wielka love story może zdarzyć się wszędzie, nawet w mało romantycznej rzeźni, w której pracują i poznają się bohaterowie filmu.

Poza odebraniem nagrody, Alexandra dała popis swoich możliwości, parodiując Agatę Trzebuchowską, a Anna Geislerowa wcieliła się w Agatę Kuleszę - mowa rzecz jasna o nawiązaniu do filmu "Ida". Paweł Pawlikowski ledwie trzy lata temu zdobył statuetkę Europejskiej Akademii Filmowej dla Najlepszego Filmu właśnie za ten obraz. Nie przeszkodziło to "Idzie" w zdobyciu tytułu najlepszego europejskiego filmu 30-lecia w plebiscycie publiczności. Poza nią o to zaszczytne miano walczyło 29 pozostałych laureatów europejskiego Oscara z ostatnich trzech dekad. "Ida" otrzymała aż 29 proc. głosów, zaś drugie miejsce z 14 proc. głosów przypadło "Krótkiemu filmowi o zabijaniu" Krzysztofa Kieślowskiego. Dla podkreślenia rangi tej nagrody warto wspomnieć, że taki hit jak np. ubiegłoroczny laureat w kategorii Najlepszy Film, obsypany nagrodami "Toni Erdmann", zyskał jedynie 3 proc. głosów.

PAP/EPA / HAYOUNG JEON

Jeszcze więcej Polaków

- Chciałabym zrobić film z Ridleyem Scottem, poczuć ten rozmach! Także z Larsem von Trierem, w którego obrazach kostium jest inteligentnie schowany - wyznała Katarzyna Lewińska, laureatka 30 Europejskiej Nagrody Filmowej w kategorii „Najlepszy Europejski Twórca Kostiumów” za kostiumy do filmu „Pokot” w reż. Agnieszki Holland. W uzasadnieniu werdyktu napisano:

- Prostota kostiumów umiejętnie potęguje moc obrazów, podkreślając przesłanie filmu. Faktury użytych materiałów, kolory i krój kostiumów odzwierciedlają kontrast pomiędzy czynnikiem ludzkim a środowiskiem naturalnym, a jednocześnie pomagają ożywić bohaterów i dodać im charakteru. Wraz z innymi elementami wizualnymi, kostiumy stanowią integralną część narracji filmu i stanowią nieodłączną część potężnej emocjonalnej wymowy filmu.

"Pokot" znalazł się również na krótkiej liście kandydatów (51 tytułów) do nagrody dla Najlepszego Filmu, ale również tam polskich akcentów było więcej. Poza filmem Agnieszki Holland, blisko europejskiego Oscara były również: "Powidoki" Andrzeja Wajdy i "Ostatnia rodzina" Jana P. Matuszyńskiego. Wszystkie jednak odpadły, co może martwić w kontekście festiwalu filmowego w Berlinie. "Pokot" jest też polskim kandydatem do Oscara. Tu jednak trudno o jakieś czytelne reguły, czego przykładem jest z jednej strony "Ida", która trzy lata temu zdobyła wszystko. Z drugiej strony o Oscara dla filmu nieanglojęzycznego rywalizują obrazy z całego świata, konkurencja jest więc ogromna, a tytuł Najlepszego Filmu Europejskiego niczego nie gwarantuje. Oprócz naszej "Idy" zaszczyt zdobycia dwóch nagród spotkał także: "Życie jest piękne" Roberto Benigniego, "Wszystko o mojej matce" Pedro Almodovara, "Życie na podsłuchu" Floriana Henckel von Donnersmarcka , "Miłość" Michaela Hanekego, "Wielkie piękno" Paolo Sorrentino. Ale z drugiej strony można przypomnieć ubiegłorocznego zwycięzcę "Toni Erdmana" Maren Ade czy wcześniej "Białą wstążkę" Michaela Hanekego, które Oscara nie dostały.