"Hannah Arendt" jest kolejną w dorobku niegdysiejszej prowokatorki niemieckiego kina oszczędną, ascetyczną biografią wspaniałej kobiety, skupioną na aktorstwie, ale w istocie mocno konwencjonalną. Biografia Hannah Arendt jak w soczewce skupiała najważniejsze dylematy i dyskusje epoki: wojenną traumę, Holokaust, wielkie nazwiska (Heidegger, Husserl, Jaspers), problem "banalnego zła" i kłopotliwego dziedzictwa. Film nestorki niemieckiego kina nie ma takich ambicji, nadrzędnym sensem jest obrona racji filozofki rozpisana na sztukę konwersacji.
Von Trotta portretuje Arendt już z czasów jej wyjazdu do USA. Lata 60. ubiegłego wieku, Hannah mieszka na Manhattanie, dla najmłodszego pokolenia, urodzonego w trakcie albo zaraz po wojnie, jest niedościgłym autorytetem moralnym. Akcja filmu rozpoczyna się w momencie, kiedy Hannah dowiaduje się o pojmaniu Adolfa Eichmanna, niemieckiego funkcjonariusza nazistowskiego, głównego koordynatora i wykonawcy planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Filozofka rusza do Izraela, dla "New York Timesa" ma relacjonować proces Eichmanna, którego efektem będzie najważniejsza publikacja w jej dorobku: "Eichmann w Jerozolimie". Równolegle von Trotta inscenizuje w dosyć topornym, telewizyjnym stylu sceny z młodości Arendt, kiedy młoda, wybitnie utalentowana dziewczyna związała się z genialnym filozofem Martinem Heideggerem, późniejszym współpracownikiem NSDAP.
Paląca jak smok Arendt jest w filmie postacią ambiwalentną. O ile reżyserka ewidentnie stara się ocieplić wizerunek myślicielki, o tyle Barbara Sukowa, jedna z największych aktorek niemieckiego kina, w roli Hannah staje się postacią niejednoznaczną. Jej buntem jest myślenie, prawo do własnych wniosków, nawet jeżeli owe wnioski nie zostaną zaakceptowane przez większość, wzbudzają protesty i zniechęcenie. "Hannah Arendt" von Trotty to również film o kobiecie myślącej, świadomej i dojrzałej. Rzadki obraz w zmaskulinizowanym współczesnym kinie.
Reklama
Hannah Arendt | reżyseria: Margarethe von Trotta | dystrybucja: Aurora Films