Etatowy duński prowokator obiecywał nie lada ekscesy, od których kinowe ekrany miały się zająć żywym ogniem. Tymczasem po pierwszych projekcjach "Nimfomanki" rozległy się głosy zawodu, bowiem w filmie o seksie seksu było jak na lekarstwo. Lars von Trier obiecywał potem, że dopiero dłuższa, rozszerzona wersja jego opus magnum faktycznie ludźmi wstrząśnie, ale kiedy ta trafiła do kin, mało kogo już to obchodziło.
Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że to świadome działanie Duńczyka, który zagrał na nosie oczekującym regularnego pornosa, żart i zgrywa. Ale jego ofiarą padł poniekąd on sam. Co nie zmienia faktu, że "Nimfomanka" zasługuje na uwagę, bowiem podejście reżysera do ludzkiej seksualności, wyartykułowane przez Triera nierzadko eksplicytnie, odziera ją z mistycyzmu, a nagość z sakralności. Duńczyk nie estetyzuje seksu i zanurza go w zwyczajności.
Interesująca jest też struktura fabularna filmu. Ramą dla opowieści głównej bohaterki, Joe, jest jej rozmowa z przypadkowo poznanym starszym mężczyzną. Kobieta zwierza mu się z najskrytszych tajemnic, noszących dla niej znamiona szarej codzienności. I nie jest istotne dla widza, czy mówi prawdę, czy kłamie w żywe oczy. Bowiem fabuła podzielona na epizody – każdy z nich jest seksualną przygodą Joe – przypomina zbiór stereotypowych fantazji rodem z filmu dla dorosłych, niejednokrotnie karykaturalnych, którym towarzysz tej porno-Szeherezady dopisuje zawiłą ideologię, obnażając powoli swoją dwulicowość.
"Nimfomanka" zamyka rozpoczętą "Antychrystem" i kontynuowaną "Melancholią" trylogię depresyjną. Czas, aby von Trier dumał nad kolejną petardą.
NIMFOMANKA, część 1 i 2 | reżyseria: Lars von Trier | dystrybucja: Gutek Film