Sukces czwartego "Indiany" ostatecznie przekonał szefów Warner Bros do idei nakręcenia "Zabójczej broni 5". Wszystko wydawało się być na dobrej drodze. Scenarzysta "jedynki", Shane Black, żwawo zabrał się do pracy. Wymyślona przez niego intryga bazuje ponoć na przygotowaniach Riggsa do przejścia na emeryturę. Zanim jednak ten skuteczny do bólu stróż prawa zdejmie swoją policyjną odznakę, chce rozwiązać jeszcze jedną, ostatnią już zagadkę. O pomoc prosi swego byłego partnera, Rogera Murtaugha.
Black był tak zadowolony ze swego tekstu, że zapragnął zasiąść także na krzesełku reżysera. I tu zaczęły się schody: wszystkie cztery części "Zabójczej broni" wyreżyserował Richard Donner, który miał własne pomysły na kontynuację, ale wytwórnia nimi wzgardziła. Nie zważając na ten fakt, producent Joe Silver zaczął negocjacje z aktorami. Zdołał podpisać kontrakt z Columbusem Shortem, który miał zagrać syna Murtaugha, gdy bomba pękła.
78-letni Donner w wywiadzie dla "LA Times" oświadczył, że Mel Gibson w "piątce" nie zagra, bo nie podoba mu się scenariusz. Dał ponadto do zrozumienia, że z projektu będą nici, jeśli reżyserem zostanie ktoś inny niż on sam. Brzmi to o tyle sensownie, że Donner i Gibson są przyjaciółmi, a bez udziału tego drugiego "Zabójcza broń" przestaje być "Zabójczą bronią".
Co o tym wszystkim sądzi druga połówka policyjnego duetu wszech czasów, czyli Danny Glover - nie wiadomo. Rok temu indagowany na okoliczność powrotu do roli Mortaugha 62-letni aktor był stanowczo na "nie". Oświadczył, że jest na to za stary. Zabrzmiało to jednak dwuznacznie, bo identyczną kwestię wygłosił jego bohater już w pierwszej "Zabójczej broni", w 1987 roku.