W krakowskiej kamienicy ukrywa się podstarzały Stanisław Ignacy Witkiewicz (Jerzy Stuhr). Sfingował swoją śmierć, przeżył wojnę, utrzymuje się ze sprzedaży „cudem odnalezionej” kolekcji portretów swojej kochanki Czesławy Oknińskiej (Ewa Błaszczyk), popija piwo i wymyśla ostatni wielki performance życia.
Ma w nim wziąć udział nieświadomy psychodelicznej gry prowadzonej przez artystę młody esbek Łazowski (Maciej Stuhr), który zbierając materiały mające skompromitować Jerzego Zawieyskiego, przypadkowo trafia na ślad Witkacego. A może nie? Może mieszkanie jest puste, a mieszkający w nim artysta jest urojeniem kobiety, która nie pogodziła się z faktem, że przeżyła ich wspólną próbę samobójczą? Może Łazowski, który brzydząc się swojej roboty, szuka alternatywnej rzeczywistości, w której bohater jego nieukończonej pracy magisterskiej żyje?
Jacek Koprowicz zgrabnie balansuje na granicy urojenia i realności. Potrafi wciągnąć widza w grę, niemal do końca, nie dając jednoznacznych rozwiązań. Reżyser, który ostatni film zrobił ponad 20 lat temu, właściwie zawsze poruszał się w rejonach, w które inni filmowcy polscy nie zaglądali. Podobnie jak w przypadku „Mistyfikacji” brał prawdziwą historię, nie po to by opowiedzieć ją „od do”, ale by zająć się niedopowiedzeniami, rysami, niejasnymi szczegółami i lukami.
Tak było w przypadku „Przeznaczenia” – filmu o Kazimierzu Przerwie-Tetmajerze opowiedzianym z perspektywy jego licznych romansów czy scenariusza „Ewa paliła camele” o Ewie Braun. Witkacego „rozpracowywał” przez lata: wyszukał te fragmenty układanki do teorii o śmierci artysty w 1939 roku nie pasujące: pocztówki, które jego znajomi dostawali przez wiele lat po wojnie, fakt, że ciało, które znaleziono w jego grobie, było niewątpliwie ciałem kobiety, a nikt z bliskich nie widział go martwego, zaś Oknińska sprzedawała powojnie jego obrazy, które według świadków spłonęły w Powstaniu Warszawskim.
Czuć w filmie precyzję, przygotowanie, widać konsekwencję i pomysł na grę, która podejmuje z Witkacym i widzem Koprowicz. Bardzo dobrze fabuła jest wkomponowana w realia historyczne: echa 1968 roku w historii Łazowskiego czy tajemnicza śmierć Zawieyskiego. Koprowicz spojrzał na Witkacego jako na artystę w pułapce własnego mitu. Nie mając już publiczności dla swoich szaleńczych performace’ów, zmęczony pozą prowokatora, nie potrafi jednak sam przed sobą wyjść z roli. Bywa żałosny, stary i obleśny, w wytartym swetrze zapiętym na wydatnym brzuchu, sepleniąc bez sztucznej szczęki, wykrzykuje niezbyt przekonująco: „przerzucam się na kurwy, tylko one dają artyście wolność!”, wyłącznie z przyzwyczajenia podgląda lolitki bawiące się hula-hoop. I zastawia sidła na młodego esbeka, tylko po to, by udowodnić sobie, że jeszcze żyje i żyje po coś.
Niestety, przy kapitalnym scenariuszu, świetnym rozegraniu cienkiej granicy między rzeczywistością a urojeniem, nie wszystko udało się w „Mistyfikacji”. Wyszła trochę za grzeczna, pozbawiona temperatury, gorączki, w momentach, które wyraźnie miały nieść większy ładunek emocjonalny, bardziej prowokować. Weźmy na przykład retrospektywną scenę, w której Witkacy uwodzi Zuzę (Karolina Gruszka) – narzeczoną zakopiańskiego fryzjera (Wojciech Pszoniak). Albo zbyt asekurancko sfilmowaną scenę erotyczną w pociągu między Witkacym z Oknińską czy finałowa orgię. Tak jakby reżyser zrobił krok w tył, wycofał się w miejscach, w których miał pole do popisu.