"Bękart"

Akcja rozgrywa się w czasie kolonizacji jutlandzkich wrzosowisk przez duńskie władze. Ludvig Kahlen był postacią historyczną. Przez 25 lat służył w niemieckiej armii, gdzie mimo niskiego statusu i nieznanego pochodzenia dorobił się stopnia kapitańskiego ("Musisz nienawidzić fircyków, którzy awansowali przed tobą dzięki błękitnej krwi", usłyszy potem).

Reklama

Prolog filmu zastaje Kahlena w przytułku dla weteranów wojennych w Kopenhadze połowy XVIII wieku. Już w następnej scenie bohater prosi resort skarbu o fundusze na założenie kolonii w Jutlandii, co z uwagi na nieurodzajność tamtejszej ziemi zostaje bez mała wyszydzone.

Jednak kapitan twierdzi, że "każda ziemia wyda plon". "Jedna trzecia terenu leży odłogiem. To hańba dla królestwa", przekonuje. W odpowiedzi słyszy od feudalnych nadzorców, że jałowość gleby "udowodnili wielokrotnie ludzie lepsi od niego" i izba skarbowa "nie wyda ani złotówki, tym bardziej na zadufanego żołnierza w sfatygowanym mundurze".

Reklama

Ale Kahlen ma asa w zanadrzu. Oświadcza, że chce sam sfinansować przedsięwzięcie z emerytury kapitana, a w razie powodzenia oczekuje w zamian tytułu szlacheckiego, posiadłości i służby.

Wszystko to wydarza się przed upływem pierwszych pięciu minut i stanowi ledwie wstęp do opowieści o strukturze klasycznego westernu, w którym prawy przybysz wdaje się w konflikt z lokalnym ranczerem.

Można też widzieć w "Bękarcie" nordycki odpowiednik "Aż poleje się krew". Z równie potężną rolą, bowiem choć Mads Mikkelsen zawsze jest magnetyzujący, tu dostaje postać będącą wręcz ucieleśnieniem determinacji, idealnie skrojoną pod jego intensywną charyzmę.

Reklama

To popisowa kreacja, lecz bynajmniej niejedyny atut filmu, który wiele ze swojego charakteru czerpie również ze specyfiki miejsca. Zdjęcia Rasmusa Videbæka, scenografia Jette Lehmann, kostiumy Kicki Ilander - cała oprawa prezentuje się wiarygodnie i zgodnie z realiami epoki, a zarazem wyróżnia dzieło na tle podobnych zachodnich narracji.

Nikolaj Arcel, analogicznie jak w "Kochanku królowej" z tym samym Mikkelsenem, nie jest jednakże zainteresowany wierną biografią Kahlena. Film bazuje na romansie historycznym Idy Jessen o wiele mówiącym tytule oryginalnym "Kapitan i Ann Barbara". Powieść to raczej przeciętna w porywach do niezłej, ale reżyser przy pomocy współodpowiedzialnego za scenariusz Andersa Thomasa Jensena, kolejnego dobrego znajomka Mikkelsena (razem zrobili genialne "Jabłka Adama" i "Jeźdźców sprawiedliwości"), daje nam rzadki przykład adaptacji przewyższającej literacki pierwowzór.

Jensen jak mało kto potrafi rozcieńczać patos ciętymi dialogami i czarnym humorem, co swoją drogą też pozwala sprowadzić filmy Arcela i Maślony do wspólnego mianownika (skądinąd tytuł "Bękart" byłby dla polskiej produkcji bardziej uprawniony niż "Kos"). Podobnie skonstruowane są również szwarccharaktery - Simon Bennebjerg i Piotr Pacek grają sadystycznych szlachciców na zbliżonych nutach.

Są także silne kobiety wymykające się stereotypom. Świetna Amanda Collin, gwiazda serialu "Wychowane przez wilki", jako Ann Barbara, gospodyni domowa Kahlena, Kristine Kujath Thorp, wyspecjalizowana w rolach na wskroś współczesnych ("Chora na siebie", "Ninjababy"), a bez trudu odnajdująca się w kostiumie damy z wyższych sfer, oraz Melina Hagberg w roli charakternej romskiej dziewczynki, zdaniem niemieckich kolonistów przynoszącej pecha, zaś w nieprzejednanym do czasu protagoniście niespodziewanie budząca ojcowskie instynkty.

W filmie toczy się kilka znaczących konfliktów. Między człowiekiem a naturą. Między rodzącą się dopiero klasą średnią a wciąż rozdającą karty arystokracją. Między chaosem uosabianym przez okrutnego Frederika De Schinkla a porządkiem reprezentowanym przez Kahlena. Konflikty na tle klasowym i rasowym. Ale najważniejszy jest konflikt Kahlena z samym sobą, wewnętrzny bój o człowieczeństwo w wielu odcieniach.

Ostatecznie film, niczym Mikkelsen i jego bohater, okazuje się symultanicznie czuły i szorstki. Znajomy i niepowtarzalny.

Trwa ładowanie wpisu

Gdzie zobaczyć: w kinach