"20 dni w Mariupolu"

"Wojna jest jak rentgen, prześwietla ludzi. Dobrzy stają się jeszcze lepsi, a źli - jeszcze gorsi" - cytuje słowa lekarza korespondent wojenny Mścisław Czernow, pełniący w swoim pierwszym filmie także funkcję narratora.

I rzeczywiście, w miarę jak portowy Mariupol, ważny dla Rosjan ze względu na położenie strategiczne, staje się coraz większym pobojowiskiem, desperacja mieszkańców narasta na naszych oczach. Szabrownicy zaczynają plądrować sklepy, wynosząc z nich co cenniejsze rzeczy, w tym elektronikę, która jak na ironię za chwilę stanie się bezużyteczna, gdy tylko najeźdźcy odetną prąd w całym mieście.

Reklama

Nie udaje im się natomiast w pełni odciąć życzliwości - wciąż mnóstwo ludzi ratuje innych z narażeniem własnego życia, dzieli się żywnością, daje świadectwo bezinteresownej pomocy.

Reklama

Ale film Czernowa, który dosłownie w przededniu rosyjskiej inwazji przybył do Mariupola wraz z fotografem Jewgienijem Małoletką, aby na bieżąco relacjonować sytuację, jest jak rentgen również z innych przyczyn.

Reżyser i operator w jednej osobie nie odwraca wzroku od najbardziej drastycznych widoków, jakie napotyka na ulicach, w szpitalach i schronach oblężonego miasta. Kieruje kamerę na pogrążonych w żałobie rodziców i ich zmarłe dzieci, filmuje nawet nieudane próby reanimacji podejmowane przez personel medyczny. Pełne kostnice, masowe groby, martwe niemowlęta w podziemiach oddziału położniczego. A to przecież dopiero pierwsze dni wojny. Wojny, która przez dwa lata zdążyła nam wszystkim tak bardzo spowszednieć. Tymczasem ten film boli jak rozdrapywana rana. I słusznie. Ma boleć.

W jednej z ulicznych scen napotkana przez ekipę filmową kobieta wpada w histerię. "Gdzie mam się ukryć?!", pyta błagalnie, robiąc znak krzyża i z trudem powstrzymując łzy. Czernow instruuje ją, aby ukryła się w piwnicy, podczas gdy eskortujący go żołnierz komentuje: "Nie strzelają do cywilów, proszę iść do domu". Ta sama kobieta pojawia się później w scenie w prowizorycznym schronisku. Rosjanie zniszczyli jej dom, los jej syna pozostaje nieznany. Czernow może tylko przeprosić. Ale w szerszej perspektywie słowa są zbędne. Kłamstwa Putina o nieatakowaniu cywilów zostają obnażone niczym na zdjęciu rentgenowskim.

Reklama

Bezkompromisowy dokument Czernowa został nagrodzony Pulitzerem, zapewne sięgnie też po Oscara. Ale ten film trzeba zobaczyć nie z powodu nagród czy mistrzowskiego montażu, lecz by wiedzieć. Po prostu.

Trwa ładowanie wpisu

Gdzie zobaczyć: w kinach