"Most"
Jennifer Lawrence gra Lynsey, amerykańską żołnierkę niechętnie powracającą do rodzinnego Nowego Orleanu po eksplozji w Afganistanie, która pozostawiła ją z urazem mózgu i upośledzoną motoryką.
Po intensywnej fizjoterapii pod okiem empatycznej pielęgniarki (mała, a zapamiętywalna rola Jayne Houdyshell) młoda kobieta zostaje zmuszona zamieszkać z egocentryczną matką (świetna Linda Emond). W międzyczasie z rozmysłem podejmuje wymagającą pracę przy czyszczeniu basenów i stara się udowodnić swojemu lekarzowi (Stephen Henderson i kolejny znakomity epizod), że jest psychicznie gotowa do powrotu na Bliski Wschód. Ale rekonwalescencja, choć stosunkowo szybka u silnego organizmu, nie zaleczy wszystkich ran...
Szansą na "nowe otwarcie" okazuje się dla bohaterki spotkanie z Jamesem (Brian Tyree Henry), mechanikiem z lokalnego warsztatu samochodowego. Od słowa do słowa para nawiązuje coraz bliższe relacje. Jednak to nie schematyczny hollywoodzki romans połączy te dwie pokrewne dusze, lecz głęboka trauma. Tyle że u Jamesa objawia się ona zupełnie inaczej - po tragicznym wydarzeniu nie uciekł, jak Lynsey, lecz został. Po to, aby oswoić swój ból i żyć dalej, nie rozpamiętując przeszłości, ale też jej nie wypierając.
Imponuje, że choć film nie idzie na łzawą łatwiznę, nie popada też w drugą skrajność. Reżyserka nie epatuje ciężkimi obrazami znanymi z historii wojskowych z PTSD. Zamiast tego zderza zamkniętą w sobie, zablokowaną mentalnie ("A co jeśli Afganistan nie był jedyną traumą?") Lynsey ze znacznie bardziej otwartym, przyjaznym Jamesem. Razem dzielą się luźnymi przemyśleniami w leniwych pogawędkach przy burgerach i piwie. Najbardziej ujmujące momenty "Mostu" to właśnie naturalne, swobodne rozmowy tej dwójki.
Aktorzy mają doskonałą chemię. Lawrence, laureatka Oscara za "Poradnik pozytywnego myślenia", szerokiej widowni najbardziej znana jako Katniss Everdeen z "Igrzysk śmierci" i Mystique z "X-Men", po serii efektownych, niekiedy wręcz efekciarskich ("American Hustle", "Nie patrz w górę") występów wraca do korzeni rolą przypominającą jej przełomową kreację w niezależnym dramacie "Do szpiku kości" Debry Granik. Podobnie Henry, gwiazdor serialu "Atlanta", po paroletnim flircie z superprodukcjami ("Godzilla vs Kong", "Eternals", "Bullet Train") proponuje zniuansowaną, chwytającą za serce rolę na miarę tej z "Gdyby ulica Beale umiała mówić" Barry'ego Jenkinsa.
Rezultatem jest skromny i subtelny film o bliskości drugiego człowieka jako najlepszej recepcie na lepsze jutro. Film, którego punktem wyjścia jest wojna w Afganistanie, ale już punktem docelowym - nowoorleański ganek przytulnego domu. Bo na końcu każdego globalnego konfliktu i wielkiej polityki są zwykli ludzie i ich lokalne troski.
Gdzie zobaczyć: Apple TV