"Ognisty ptak"

Przyznam, że kiedy pierwszy raz usłyszałem o "Ognistym ptaku", dystrybuowanym w polskich serwisach VOD również pod oryginalnym tytułem "Firebird", byłem przekonany, że to film rosyjski. Oczywiście ze względu na usankcjonowaną homofobię taki film nie mógłby powstać w kraju Putina, ale już na uchodźstwie, wzorem chociażby twórców irańskich, jak najbardziej. Jednak nie - "Ognisty ptak" to koprodukcja brytyjsko-estońska. Skądinąd jeszcze przed światową premierą okrzyknięta w rosyjskich mediach mianem "zachodniej homopropagandy".

Reklama

Szkopuł w tym, że materiał źródłowy jest rosyjski - to wspomnienia żołnierza Siergieja Fetisowa, który w czasach zimnej wojny przeżył romans z pilotem myśliwca przydzielonym do jego bazy w okupowanej Estonii.

Trwa ładowanie wpisu

Autorzy scenariusza, estoński reżyser Peeter Rebane oraz angielski aktor Tom Prior, bez specjalnego polotu przerabiają sowiecki pamiętnik na modłę radzieckiej wersji "Tajemnicy Brokeback Mountain". Schemat niemalże się pokrywa: kipiące testosteronem środowisko (tam - Dziki Zachód, tu - baza wojskowa), potajemny związek na przestrzeni kilku lat, namiętne schadzki na łonie natury, małżeństwo z kobietą jako przykrywka.

Reklama

Ale to nie klisze fabularne stanowią tu największy problem. Ten leży bowiem w wiarygodności aktorskiej. Współscenarzysta Prior sam się obsadził w roli Siergieja, co skutkuje tym, że trudno w pełni wczuć się w sytuację rzekomego Rosjanina, kiedy ten mówi brytyjską angielszczyzną. Niewiele lepiej brzmią Ukrainiec Oleg Zagorodnii w roli Romana, kochanka Siergieja, czy rosyjska aktorka Diana Pożarskaja jako dopełniająca miłosny trójkąt Luisa. Ich sztuczne dialogi po angielsku to duży zgrzyt.

Reklama

W ogóle za mało tu autentycznego ZSRR, a za dużo zachodniego wyobrażenia o tymże - w telewizji leci "Wilk i zając", na imprezie przygrywa "Rasputin" Boney M., kulminacją sceny erotycznej jest zbliżenie na dwa przelatujące myśliwce MiG (sic!), zaś bohaterowie wybierają się na balet... "Ognisty ptak" z muzyką Igora Strawińskiego. Tak żeby najbardziej oporny widz nie miał wątpliwości co do podwójnej metafory tytułu. Jak to świadczy o filmie, jeśli "Top Gun" jest subtelniejszy?

Co więcej, melodramat nie zaspokaja ambicji twórców, którzy w pewnym momencie brną w zimnowojenny thriller. Do gry wchodzi KGB pod postacią zawsze spowitego kłębem dymu z papierosa, złowrogiego majora Zwieriewa (estoński "twarzowiec" Margus Prangel), który szuka dowodów na homoseksualizm Romana. Ma je zresztą wielokrotnie pod samym nosem, jako że kochankowie poczynają sobie dość niefrasobliwie, lecz na drodze staje mu własna nieudolność - wszak jest ruskim złolem w zachodnim filmie.

Owszem, trochę się nad "Ognistym ptakiem" pastwię, rozczarowany brakiem nie tyle ognia, ile bodaj iskry. Co nie znaczy, że to jest zły film. Potrafi wciągnąć, zaciekawić poszczególnymi wątkami, jak marzenie Siergieja o uczęszczaniu do szkoły teatralnej w Moskwie. W najlepszych momentach Rebane koncentruje się na homoerotycznym napięciu między mundurowymi: przelotne spojrzenia, muśnięcia, sekretne fotografie. Z tym że ta historia zasługiwała na znacznie więcej - na podejście na miarę spełnionej artystycznie "Wielkiej wolności" Sebastiana Meise, rozgrywanej w podobnym okresie w Niemczech, kryminalizujących wówczas gejów na mocy przepisów bardzo zbliżonych do stalinowskiego artykułu 121. Tylko gdzie są Niemcy dziś, jeśli idzie o prawa człowieka, a gdzie Rosja?

Ku refleksji - warto.

Gdzie zobaczyć: Chili, Apple TV