"Aida"
Reżyserka szeroko nagradzanej "Grbavicy", poświęconej ofiarom gwałtów w Bośni, znów patrzy na wojnę przez pryzmat kobiecego doświadczenia. Žbanić sama przeżyła oblężenie Sarajewa jako nastolatka, zaś bohaterką nowego filmu czyni tytułową tłumaczkę pracującą dla ONZ w czasie, gdy Serbowie dokonali masowych egzekucji bośniackich mężczyzn w okolicach Srebrenicy.
Nasza dzisiejsza wiedza o masakrze, uznawanej za największe ludobójstwo w Europie od czasu II wojny światowej, w pewnym stopniu obciąża film. Teoretycznie wiemy przecież, co się wydarzy i których bohaterów czeka nieunikniona zagłada. Tyle że autorki nie interesuje ani ruchoma czytanka historyczna, ani prosta terapia szokowa. Tu chodzi o zniuansowaną refleksję i postawienie niewygodnych pytań.
Z wyjątkiem melancholijnej retrospekcji z czasów spokoju oraz powojennego epilogu, akcja filmu rozgrywa się w ciągu kilku dni poprzedzających zbrodnię. Žbanić nie traci czasu na to, co można samemu wyczytać w Wikipedii, lecz wrzuca nas w sam środek negocjacji między zdesperowanym burmistrzem oblężonego miasta a holenderskim pułkownikiem Thomem Karremansem, zapewniającym z żołnierską dezynwolturą o rzekomo żelaznym ultimatum ONZ dla Serbów pod wodzą nieobliczalnego generała Ratko Mladicia.
W epicentrum chaosu jest też Aida Selmanagić, która już do końca będzie się miotać między prywatnym a publicznym. Aida tłumaczy biegle, rzeczowym tonem, odzierając zdania z niepotrzebnych epitetów. Ale czy w przekładzie da się zachować całkowitą bezstronność? Szczególnie gdy trzeba powtarzać przez megafon rozkazy wiodące ufnych cywilów na pewną śmierć? W tym kontekście, zdaje się sugerować Žbanić, bohaterka może być tylko i aż "nośnikiem" informacji, może być też posłańczynią śmierci; zależy jak patrzeć. Z pewnością za to jest postacią tragiczną, rozdartą między rolą bośniackiej matki i żony, obawiającej się o życie bliskich, a bez mała uprzywilejowaną funkcją w strukturach międzynarodowych sił pokojowych. To beznadziejna sytuacja, ale też okrutna ironia filmu, że akurat tłumaczka musi się zmagać z tłumaczeniem niewytłumaczalnego zła.
Ludobójstwo zawsze zaczyna się od słowa, jednak reżyserka doskonale wie, że w kinie "jeden obraz jest wart więcej niż tysiąc słów". W żadnym razie nie epatuje przy tym dosadnością, gwałty i rzezie zawsze odbywają się poza kadrem. Zamiast tego twórczyni koncentruje się na twarzy. Twarzy jako centrum narracji o człowieku. Twarzy Aidy. Twarzy aktorki Jasny Ðuričić. Twarzy reprezentującej tysiące bośniackich kobiet. Twarzy patrzącej na nas wymownie już z plakatów. I słusznie, bo na emocjonalnej intensywności kreacji Ðuričić opiera się cały film - choć na piorunujący efekt końcowy wydatnie pracują także surowe zdjęcia Christine A. Maier, bezbłędny montaż Jarosława Kamińskiego czy realistyczne kostiumy Małgorzaty Karpiuk.
Ale siła rażenia "Aidy" bierze się także z jej nienachalnego komentarza do współczesności. Nacjonalizmy odżywają, znieczulica postępuje, a mimo to świat wciąż odwraca wzrok od tragedii, jak miało to miejsce w trakcie czystek w Srebrenicy czy wcześniejszego raptem o rok ludobójstwa w Rwandzie. Codziennie słyszymy o nowych sankcjach nakładanych na reżimy, język przywódców zapętla się w dyplomatycznych banałach. Po co nam ONZ w niezmiennym od dekad kształcie, skoro już w 2005 roku, w 10. rocznicę masakry w Srebrenicy, Kofi Annan, ówczesny Sekretarz Generalny, przyznał, że filozofia bezstronności przyczyniła się do ludobójstwa.
Žbanić konfrontuje nas z tą prawdą. Z ideą wspaniałą na papierze, ale za każdym razem dysfunkcyjną w godzinie zero. Najbardziej porusza w filmie właśnie obraz wiary przechodzącej w bezdenny żal po tym, gdy zawodzi człowiek, a wraz z nim cały system mający być gwarantem ochrony.
Oczywiście za gardło chwyta też to, co od zawsze niepojęte, a w kinie bodaj najbardziej dotąd widoczne przy świadectwach z Rwandy: sąsiad mordujący sąsiada, kolega kolegę ze szkolnej ławy. Matki ze Srebrenicy wciąż, ćwierć wieku od tragedii, poszukują szczątków synów i mężów. Czy w tej sytuacji możliwy jest powrót do normalności, wybaczenie? A przecież ofiary, wskazuje Žbanić w epilogu, żyją wśród dawnych katów. Uczą ich dzieci w szkołach - Aida wraca właśnie do zawodu wykonywanego przed wojną. Jest w tym jakaś budująca symbolika: jako tłumaczka nie była w stanie wytłumaczyć całego zła, ani mu zapobiec, ale jako nauczycielka może wreszcie głośno o nim mówić, być strażniczką pamięci, nieść nadzieję. Wszakże - że wrócę do pastora Kinga - "nasze życie zaczyna się kończyć w dniu, w którym zaczynamy przemilczać ważne tematy".
Gdzie zobaczyć: w kinach