Siedmioro znajomych zasiada do kolacji. Nowa w tym towarzystwie, czyli Ola, rzuca szalony pomysł – dzielmy się wszystkim, co w naszych komórkach się dzieje. Czytajmy smsy, pokazujmy zdjęcia, a rozmowy prowadźmy na głośnomówieniu. W powyższych dwóch zdaniach kryje się wytłumaczenie tytułu, które jednocześnie spoilerem nie jest. Ani dla tych, którzy oryginał widzieli, jak i dla tych którzy zmierzą się z koncepcją po raz pierwszy.
Najbardziej ujmujące w filmie Tadeusza Śliwy jest to, że patrząc na ekran patrzymy na siebie. Gdzieś pomiędzy siedmioma typami ludzkimi odnajdujemy osobowości, z którymi możemy się identyfikować lub od nich odbijać, denerwując się na to, co mówią. Dyskutować z reprezentowanymi postawami lub je popierać.
Odnajdujemy się też ze względu na zbudowany z niuansów, detali, często pretensji i grymasów portret klasy średniej. Tej aspirującej, zapracowanej, a przez to wiecznie niezadowolonej i goniącej za ulotnym, bo nieskonkretyzowanym i nienazwanym poczuciem szczęścia. Kontrasty w typach osobowości, pozornie ten sam, a jednak mocno różniący się język polski i codzienność, która mocniej, niż ktoś byłby w stanie uwierzyć, determinuje niemal każde słowo, które wypowiadamy – wszystko to jest kapitalnym tłem dla gry, która pokazuje o pozornie znajomych więcej, niż oni sami by chcieli.
Nad tym światem wydaje się być tylko gospodyni, czyli Ewa. Wcielająca się w nią Kasia Smutniak jest spoiwem łączącym wersję włoską i polską. Tu i tam gra inaczej, w „(Nie)znajomych” jakby z dystansem do polskiego świata, co czyni jej kreację zbliżoną do jej codzienności.
O aktorstwie w filmie Śliwy można powiedzieć dużo. I tylko dobrze. W rozmowie z nami Kasia Smutniak powiedziała, że gdyby tylko jeden z elementów tu nie pasował, od razu rozsypała by się cała konstrukcja. Spektakularnie – od szeptu po krzyk – prezentuje się Maja Ostaszewska, z naturalnym, z nieco szelmowskim luzem gra Ola (Aleksandra Domańska), która teraz (choć zasługiwała już wcześniej) powinna być dostrzeżona w polskim kinie mocnej, niż to ma miejsce. Do tego dołóżmy spokojnego Tomka (Tomasz Kot), pełnego wewnętrznych sprzeczności Grzegorza (Łukasz Simlat), planowo nadpobudliwego Czarka (Michał Żurawski) i momentami kradnący show Wojtek, czyli Wojciech Żółądkowicz. Układanka to dopasowana precyzyjnie i na tyle pomysłowo, że każdy z tej orkiestry gra partię solową, która pozostanie w pamięci.
Gra w „pokaż co masz w telefonie” pokazuje też wiele problemów naszej rzeczywistości. Nasze lęki i fobie, rozerwanie pomiędzy chęcią bycia społeczeństwem nowoczesnym, a drzemiącym w nas zamiłowaniem do tradycyjnego pojmowania rodziny.
I o tym, jak często udajemy lepszych niż jesteśmy. Bo przecież dobrze się kłamie w miłym towarzystwie.