Wojciech Pszoniak urodził się 2 maja 1942 r. we Lwowie. Spędził tam jednak tylko pierwsze lata. Pod koniec wojny na skutek dokonywanych przez Rosjan przymusowych wysiedleń z miasta wypędzono ponad 90 proc. polskich mieszkańców, rodzina Pszoniaków udała się do Gliwic. Opuszczając rodzinny Lwów, przyszły aktor miał cztery lata.

Reklama

"W Gliwicach jako dziecko wysiadłem zawszony z bydlęcych wagonów; tu się kształtowałem, przeżywałem to, co może przeżywać młody człowiek. Najważniejsze rzeczy działy się dla mnie, wszystko praktycznie; długo tu mieszkałem i tu przyjeżdżam, mam tu przyjaciół, rodziców na cmentarzu, zostawiłem tutaj kawałek siebie" – opowiadał podczas gliwickiej premiery poświęconego mu filmu dokumentalnego.

Aktor często podkreślał w wywiadach, że Gliwice to jedno z najważniejszych miejsc w jego życiu. Miasto, w którym dorastał i w którym zrodziły się jego teatralne fascynacje, kiedy na scenie ówczesnej Operetki Śląskiej oglądał przedstawienia muzyczne i dramatyczne. "To właśnie w Gliwicach podjąłem decyzję, że będę aktorem" – wspominał po latach. Zapewne nie bez znaczenia było również poznanie Tadeusza Różewicza i Adama Zagajewskiego, który był jego sąsiadem.

Estrada Poetycka

W 1960 r. wraz z Jackiem Grucą założył Estradę Poetycką, funkcjonującą później jako Studencki Teatr Poezji STEP. Rok później powstał kabaret "Czerwona Żyrafa". Sztuki z udziałem Pszoniaka zbierają dobre recenzje. Młody aktor dużo się angażuje, występuje w Teatrze STU.

W 1968 r. kończy krakowską PWST. Z sukcesami występuje na deskach Starego Teatru w Krakowie. Debiutuje w "Klątwie" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Konrada Swinarskiego (1968). Po latach wspominał, że to właśnie dzięki Swinarskiemu zaistniał jako aktor. Następnie dołącza do zespołu Teatru Narodowego i Powszechnego w Warszawie, gdzie w latach 1974-1980 wykłada także na tamtejszej PWST. W końcówce lat siedemdziesiątych zaczyna występować również w teatrach francuskich, w latach osiemdziesiątych osiada w Paryżu na stałe.

"Pochodzę z inteligenckiej rodziny. Nie byliśmy milionerami, ale bardzo dobrze nam się powodziło. Dziadek był dyrektorem fabryki Baczewskiego we Lwowie, z wykształcenia był chemikiem. Miał swoją lożę w operze. Moja matka grała na skrzypcach i malowała. Zwracała uwagę na to, co czytamy, jak jemy, jak się zachowujemy. Wie pani, my po wojnie wszystko straciliśmy. To co nam zostało? Tylko książki, muzyka, teatr. Może dlatego poszedłem w tym kierunku" – opowiadał PAP w wywiadzie udzielonym z okazji 50-lecia pracy artystycznej.

Reklama

Filmowa przygoda Pszoniaka zaczyna się od roli francuskiego inspektora policji w bułgarskim serialu "Proizszestwia na Sljapata ulica" (1965). Pięć lat później debiutuje również na polskich ekranach w filmie Zbigniewa Chmielewskiego "Twarz anioła".

Biesy przełomowe

Rok 1971 wydaje się przełomowy w jego karierze, wtedy bowiem po raz pierwszy współpracuje z Andrzejem Wajdą. Na deskach Starego Teatru wystawiają "Biesy" wg Fiodora Dostojewskiego. Pszoniak z dużym sukcesem wciela się w rolę Piotra Wierchowieńskiego.

"Wierchowieński w jego ujęciu jest gwałtowny, trawiony wewnętrznym ogniem, skłonny do porywów i niezwykłych gestów. Pszoniak [...], wyrzucający z siebie potoki słów, z płonącymi oczami - oto aktorstwo najwyższej miary, postać zarysowana konsekwentnie, godna tego niezwykłego przedstawienia" – pisał Maciej Karpiński w książce "Pszoniak".

Aktor na tyle przekonał do siebie reżysera, że ten zaproponował mu podwójną rolę Stańczyka i dziennikarza w "Weselu" (1972). Do dziś to jedna z najważniejszych adaptacji literatury w historii polskiego kina, jednak prawdziwy przełom następuje dwa lata później, kiedy to dzięki Wajdzie powstaje prawdziwe arcydzieło światowej klasy – "Ziemia obiecana". Zdaniem Ingmara Bergmana to jeden z dziesięciu najważniejszych filmów w historii kina. Wielu krytyków uważa, że obraz Wajdy przewyższa powieść Władysława Reymonta. Do roli Moryca Welta, którą popisowo zagrał właśnie Pszoniak, początkowo przymierzano Jerzego Zelnika. Wajda widział Pszoniaka bardziej w roli starego Zuckera, czyli filmowego męża Kaliny Jędrusik. Ostatecznie jednak zdecydował się powierzyć mu rolę Welta, pomimo iż - jak mówił aktor - "na zdjęciach próbnych wypadał fatalnie".

Pszoniak był typem aktora, który nie lubi zdjęć próbnych, dlatego też miał zasadę, że nie bierze w nich udziału. Tutaj jednak zrobił wyjątek i okazało się, że słusznie. Welt w jego wykonaniu przeszedł do kanonu polskiego kina. Za tę kreację trzymał Złote Lwy na festiwalu w Gdańsku, to za nią pokochała go polska publiczność i to ona otworzyła mu drogę do europejskiej kariery.

Złote lwy i co dalej

"W gruncie rzeczy każde pojawienie się Pszoniaka-Welta na ekranie staje się kolejną doskonałą sceną w filmie, który obfituje w świetne sekwencje i w którym nie brak doskonałych ról" – czytamy w książce „Pszoniak” (1976) Macieja Karpińskiego. Niewiele zabrakło, by "Ziemia obiecana" otrzymała Oscara. Negatywną rolę odegrał tu nieco antysemicki wydźwięk książki Reymonta, co źle nastawiło część krytyków, która nie zdecydowała się nawet zapoznać z dziełem Wajdy.

"To nie takie proste być aktorem. W gruncie rzeczy to wielkie ryzyko. Dlatego trzeba być bardzo, ale to bardzo silnym, żeby przejść przez te wszystkie upadki, doły, chandry. Mało tego, będąc w tych tragicznych stanach duszy, trzeba co wieczór wyjść na scenę i grać, dobrze grać" – tłumaczył w "Głosie Pomorza". To wiele mówi o jego stosunku do zawodu.

W 1979 r. wystąpił w "Blaszanym bębenku" w reż. Volkera Schlöndorffa. Film oparto na słynnej powieści Güntera Grassa pod tym samym tytułem. Trzy lata później w wyreżyserowanej przez Jerzego Kawalerowicza "Austerii" wg Juliana Stryjkowskiego i w polsko-francuskiej koprodukcji "Danton" w reżyserii Wajdy. Wcielił się w postać Robespierre'a i za tę rolę otrzymał nagrodę na festiwalu filmowym w Montrealu.

Kolejną ważną rolą był "Korczak", którym kolejny raz pod okiem Wajdy Pszoniak w mistrzowski sposób definiuje istotę aktorstwa. Co ciekawe, podobnie jak w przypadku "Ziemi obiecanej" nie był pierwszym wyborem reżysera. "Najpierw miał ją zagrać Henry Fonda, potem Richard Dreyfuss. Ostatecznie Wajda wpadł na to, by powierzyć tę rolę Pszoniakowi, który po niewielkiej charakteryzacji może bardzo przypominać Korczaka" – powiedział kilka lat temu w rozmowie z PAP krytyk prof. Tadeusz Lubelski.

Interesująca wydaje się w tym kontekście wypowiedź samego Pszoniaka, który zdradza w niej swój pomysł na aktorstwo: "Choć zabrzmi to nieskromnie, myślę, że dobrze się stało, że Dreyfuss zrezygnował z tej roli. On by to Andrzejowi zagrał. W pełni profesjonalnie, ale zagrał. A ja starałem się ograniczyć środki aktorskie do absolutnego minimum. Takiej postaci nie da się zagrać, trzeba być. Bo co miałem grać: Żyda? To byłoby popadaniem w jakiej stereotypy" – zapisał Bartosz Michalak w książce "Andrzej Wajda. Kronika wypadków filmowych".

Aktorstwo Pszoniaka nie ograniczało się do samej gry, poszukiwało w postaci czegoś głębszego, jej istoty. "Nie istnieje dobre, ciekawe aktorstwo bez wrażliwości i mądrości. Aktorstwo jest sztuką rozumienia drugiego człowieka, choć napisanego jako rola – wyznał aktor PAP na 50-lecie pracy artystycznej.

"Był aktorem na wagę złota. Miał pełną świadomość wszystkich środków, których używał. Mobilizował maksymalnie innych aktorów, wyciągał z nich rzeczy, o których nawet nie wiedzieli, że je mają" – powiedział w jednym z wywiadów reżyser Janusz Majewski.

Bez wątpienia Wojciech Pszoniak był jednym z najważniejszych i najwybitniejszych polskich aktorów. Doskonale odnajdował się zarówno na deskach teatru, jak i na planie filmowym. Pod tym względem nie miał żadnych ograniczeń. Docenili to m.in. Gustaw Holoubek, Tadeusz Łomnicki i Zbigniew Zapasiewicz, uznając go za jednego z trzech największych polskich aktorów dramatycznych po roku 1965 (u boku Andrzeja Seweryna i Piotra Fronczewskiego).

Kiedy po sukcesie "Ziemi obiecanej" otrzymał od francuskiego reżysera Claude'a Regy'ego propozycję zagrania w sztuce "Ludzie rozumni są na wymarciu", nie znał jeszcze francuskiego. Podczas łączenia telefonicznego czytał odpowiedzi wskazywane przez szwagierkę romanistkę. Tekst opanował na pamięć. "Z czasem mój francuski był lepszy. Wtedy mówiłem wprost, że nie rozumiem. Na koniec tournée Regy powiedział, że mówię znacznie gorzej niż na początku!" – opowiadał.

"Mieszkając na Zachodzie, nigdy nie traciłem kontaktu z Polską. Tu ciągle mam mieszkanie, własny NIP i PIT. Tu mam przyjaciół. Rodzice wychowywali mnie w przekonaniu, że Polska jest najlepszym i najpiękniejszym krajem. Dzięki podróżom po świecie zrozumiałem, że to nie do końca prawda, że są kraje piękniejsze i zasobniejsze. Ale miłość do ojczyzny jest jak miłość do matki. Kochać ją trzeba i szanować za to, że jest. Im bardziej biedna i umęczona, tym większej wymaga miłości – wyznał Pszoniak w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

W końcowym okresie życia jego talent nie został odpowiednio wykorzystany, co podkreśla Lubelski: "Stosunkowo za rzadko wykorzystywano talent Wojciecha Pszoniaka w późniejszym okresie. Zagrał kilka świetnych ról drugoplanowych - Ubeka w +Krecie+ Rafaela Lewandowskiego czy Gomułkę w +Czarnym czwartku+ Antoniego Krauzego" – dostrzegł krytyk.

Wojciech Pszoniak zmarł w Warszawie 19 października 2020 r. Wystąpił w kilkudziesięciu przedstawieniach teatralnych, w ponad stu filmach i przeszło siedemdziesiąt razy w słuchowiskach Teatru Polskiego Radia.