My oczywiście widzielibyśmy Złotego Niedźwiedzia w rękach Agnieszki Holland, ale tak wcale być nie musi. Nieoczywistość tego filmu, jego gatunkowa hybrydowość, aktorskie kreacje, polityczna - ale nie zamierzona - aktualność mogą być atutami. Jednak w wyścigu o najważniejsza statuetkę polski film musi się zmierzyć z osiemnastoma innymi tytułami i jednym z najpoważniejszych kontrkandydatów, na jakiego urasta „The Other Side of Hope” w reżyserii Akiego Kaurismakiego. Film ten, zakupiony przez Gutek Film, na pewno trafi do polskich kin.

Reklama

To po „Człowieku z Hawru” druga część emigranckiej trylogii fińskiego mistrza. Khaleb, syryjski uchodźca z Aleppo nielegalnie przypływa statkiem towarowym do Finlandii. Jego dom został zbombardowany, krewni i narzeczona nie żyją, a siostra zaginęła w czasie transportu do Europy. Kiedy urząd imigracyjny podejmuje decyzje o deportacji uznając, że sytuacja w Aleppo nie upoważnia do przyznania Khalebowi statusu uchodźcy, ten ucieka. Ma jednak szczęście bo na swojej drodze spotyka Finów, którzy mu pomagają i zatrudniają w restauracji. Jej właściciel Wikstrom, choć pozornie u siebie, też jest uchodźcą i zaczyna wszystko od nowa. Odchodzi od żony i nudnej stabilizacji i rozkręca własny biznes. To film o tym, co w obecnych czasach i podziałach niezwykle rzadkie i cenne. O międzyludzkiej solidarności, o tym ze warto sobie nawzajem pomagać nie patrząc na kolor skory, religie i pochodzenie. Żeby nie było za ckliwie w tej samej Finlandii Khaleb z powodu swojego wyglądu doświadcza także przemocy i upokorzeń ze strony lokalnych homofobów oraz urzędniczego braku empatii i hipokryzji. Cudowne w filmie Kaurismakiego jest to, że opowiadając o uchodźcach nie ma w nim propagandy, moralizowania, poczucia że, oto oglądamy kino zaangażowane społecznie. Ten film jest nieprzegadany a jego siłą są obrazy, statyczne kadry, pełne surrealistycznej poetyki i czarnego humoru, choć nie tak radykalnie zakręconego jak u Roya Anderssona.

Entuzjastyczne przyjęcie w Berlinie dziennikarze zgotowali filmowi Sebastiana LeiloA Fantastic Woman” z rewelacyjną transseksualną aktorką Daniela Vega w roli Mariny. Po świetnie przyjętej kilka lat temu „Glorii” o dojrzalej i niezależnej kobiecie, która ma odwagę żyć tak jak chce otrzymaliśmy kolejny obraz o odwadze bycia sobą i wbrew wszystkiemu. Tym razem bohaterką jest kobieta w ciele mężczyzny, której szczęście - w związku z dużo starszym od siebie mężczyzna - burzy jego nieoczekiwana śmierć. Leilo nie tylko upomina się o prawo do szczęścia każdego człowieka, ale obiektywem kamery ujawnia, jak Marina zmienia się fizycznie i psychicznie w zależności od tego, kto na nią patrzy. W oczach zakochanego w niej Orlando jest piękną, powabną kobietą, a w spojrzeniach jego rodziny obawiającej się skandalu nabiera cech męskich, staje się agresywna, szorstka, dominująca. W kuluarach berlińskich głośno o pierwszym angielskojęzycznym i jeszcze bardziej kontrowersyjnym filmie Sebastiana Leilo, który jako kolejne gorące chilijskie nazwisko po Pablo Larrainie („Jackie”) przygotowuje w Stanach „Nieposłuszeństwo”, lesbijską love story w środowisku ortodoksyjnych Żydów. W rolach głównych Rachel Weisz i Rachel McAdams.

Reklama
Reklama

Felicite” w reżyserii Alaina Gomisa uwodzi afrykańskim mistycyzmem. Ilość cierpienia i bólu jaki spada na barki samotnie wychowującej syna afrykańskiej wokalistki Felicite, zwłaszcza po tym jak zostaje okradziona przez oszustkę z pieniędzy zebranych na operacje syna i po tym, jak mimo wysiłków kobiety jej synowi zostaje amputowana noga jest trudna do zniesienia. Jednak kobieta się nie poddaje. Swój ból oddaje naturze, wodzie, skórze zwierząt, drzewom w symbolicznych aktach oczyszczenia. W języku kraju z którego pochodzi „Felicite” znaczy „Our Joy” (Nasza Radość). Została tak nazwana po tym, jak przeżyła chorobę, w której nie dawano jej szans. A w Afryce słowo nazwane, wypowiedziane ma moc magiczna. I zobowiązuje.

Pięknym, wrażliwym i poetyckim filmem jest węgierskie „Of Body and Soul” w reżyserii Ildiko Enyed. To film o tym, jak przez senne marzenia ujawniamy skrywane głęboko lęki, blokady, traumy. Naszą podświadomość. Dwoje bohaterów miejskiej… rzeźni (w tym pomieszaniu ekstremów jest siła i poezja) młodą zamkniętą w sobie emocjonalnie specjalistkę od jakości mięsa i dyrektora finansowego firmy, który jest niepełnosprawny łączy uczucie, którego nie potrafią wyrazić w realu. Tych dwoje spotyka się ze sobą w snach w pod postaciami jelenia i lani. Kiedy wreszcie zbliżą się do siebie, ich sny znikną.

PAP/EPA / IAN LANGSDON

Jednym z faworytów dziennikarzy stal się pod koniec festiwalu film koreańczyka Hong Sang-sooOn the Beach at Night Alone”. To historia aktorki, która próbuje zapomnieć o romansie z żonatym reżyserem. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że reżyser nazywa się Hong Sang-soo a grająca jego byłą kochankę aktorka Kim Min-hee odtwarza autentyczną postać swojej koleżanki po fachu. W tym kinie nie ma dziania się. Są za to rozmowy. O życiu, seksie, relacjach, bólu zapominania, zdradach, męskim egoizmie, braku zdolności do kochania, rozczarowaniach, smutku, depresji i piciu. Pastelowe barwy, subtelność dialogów ale i poczucie humoru sprawiają ze film trzyma w napięciu i autentycznie porusza.
Ten sam cel przyświecał także Calinowi Peterowi Netzerowi w ostatnim konkursowym filmie „Ana, mon amour”. Historia związku partego na wzajemnej i toksycznej zależności, chorej Any i opiekującego się nią Toma oraz wpływu domów rodzinnych na dorosłe życie obojga bohaterów nie ma niestety takiej precyzji i siły oddziaływania jak debiutancki film NetzeraPozycja dziecka”. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że reżysera poniosły zbyt wysokie ambicje i że za wiele chciał powiedzieć, co niekoniecznie sprzyja konstrukcji filmu. Niechronologiczna narracja, przerywana flasbackami, rodzinne traumy z przeszłości, nieudane związki rodziców Any i Toma, szukanie porad u lekarzy, psychoanalityka i w kościele prawosławnym to może i usprawiedliwione i bardzo naukowe podejście ale w kinie takie szerokie tła rzadko się sprawdzają.


O filmach można w nieskończoność. W ciągu 10 dni pokazywanych jest ich 400. Wiele to europejskie i światowe premiery. Jednak Berlinale to także miejsce gdzie w przerwach miedzy seansami załatwia się rozmaite interesy. Nie zawsze i niekoniecznie filmowe.

Richard Gere na przykład, który w konkursie promował film "Dinner" gdzie zagrał (nomen omen) polityka ubiegającego się o urząd gubernatora spotkał się z kanclerz Angela Merkel. Rozmawiał z nią o sytuacji łamania praw człowieka w Tybecie. Gere, który poznał osobiście Dalajlamę (kilka lat temu podczas wywiadu właśnie w Berlinie aktor zalecił mi medytację, co akurat w warunkach festiwalowych nie bardzo się sprawdzało) - od wielu już lat działa na rzecz pokoju w Tybecie. Gwiazdor spotkał się także z Claudia Roth z Partii Zielonych. Na czerwonym dywanie pokazał się z nowa i sporo młodsza partnerka, hiszpańską bizneswomen i córką wiceprezydenta Realu Madryt Alejandra Silvą, która także działa w organizacjach charytatywnych.

Dużą sensacją okazała się informacja, ciągle niepotwierdzona przez reżyserkę obsypanego 5 Europejskimi Nagrodami Filmowymi "Toni Erdmana", Maren Arde o tym, że powstanie amerykański remake jej głośnego obrazu. Co więcej film ma ponoć wyprodukować Paramount a w roli tytułowej miałby się pojawić sam Jack Nicholson. Niestety ani on (w tym roku amerykańskie gwiazdy aktorskie nie odliczyły się w Berlinie w komplecie, podobno ze względów bezpieczeństwa i zagrożenia terrorystycznego w Europie), ani nikt z Hollywood tego nie potwierdził.

Natomiast z całą pewnością Agnieszka Holland przystąpi do realizacji filmu o Garecie Jonesie. To ma być historia walijskiego dziennikarza, który w 1933 roku opisał wielki głód w Rosji, w wyniku którego zmarło kilka milionów ludzi. Niestety reporter ten zaginął dwa lata później a o jego zniknięcie podejrzewa się NKWD. To właśnie reportaże Jonesa zainspirowały Orwella do napisania „Folwarku zwierzęcego”.

No i na koniec i w oczekiwaniu na werdykt pierwsza dobra informacja. Nagrodę Baumiego, upamiętniającą zmarłego trzy lata temu legendarnego niemieckiego producenta i twórcę Pandora Film Karla Baumgartnera odebrał w Berlinie Kuba Czekaj za scenariusz filmu fabularnego „Sorry Polsko”. 20 tys. euro przeznaczone zostanie na dofinansowanie scenariusza filmu, który wybrany został z 47 projektów z całego świata.. Punktem wyjścia scenariusza jest piosenka Marii PeszekSorry Polsko” Ma to być opowieść o 40-letnim tancerzu, którego półmetek życia daleki jest od satysfakcji i który próbuje to zmienić. Czekaj pokazuje na Berlinale w sekcji Generation „Królewicza Olcha”. Jednym z jurorów przyznających Nagrodę Baumiego jest Aki Kaurismaki, typowany na jednego z najpoważniejszych kandydatów do statuetki Złotego Niedźwiedzia. Komu ostatecznie ona przypadnie, dowiemy się w sobotę wieczorem.