Czego pan oczekiwał, dołączając do obsady "Gry o tron”?
Jonathan Pryce: Nie bardzo wiedziałem, czego się spodziewać, choć oczywiście byłem świadomy, że będę grał w serialu numer jeden na świecie. Pamiętam, że pierwszego dnia, kiedy znalazłem się na planie w Belfaście i założyłem kostium, oczekiwałem zderzenia z niejakim cynizmem, że będziemy pędzić, nakręcimy scenę, potem następną, bez gadania, bez refleksji, ale było zupełnie inaczej. "Gra o tron" jest znakomita dlatego, że ekipa traktuje tę robotę z pełną powagą, to doświadczeni ludzie, nieprzypadkowi, a reżyserzy dobierani są na podstawie umiejętności, a nie dostępności. Często kogo innego prosi się o zrealizowanie odcinka ze scenami bitewnymi, a kogo innego do odcinka opartego na dialogu. I przecież niekiedy równolegle pracują aż trzej reżyserzy w trzech różnych krajach. Świadomość, ile pracy trzeba włożyć w organizację planu, w próby, w koordynację, w poukładanie tego wszystkiego, sprawia, że człowiek zaczyna podziwiać to zaangażowanie. Bałem się, że ogromny nacisk położony zostanie na efekty komputerowe, a zastałem bogatą scenografię, która przypomniała mi tę z "Brazil", gdzie grałem.


Reklama

Wielki Wróbel, przywódca religijnego kultu, to jedna z najciekawszych drugoplanowych postaci serialu. Co będzie się z nim działo w szóstym sezonie?
Na pewno nie odpuści, pójdzie za ciosem i nadal będzie chciał – w swoim mniemaniu – czynić świat lepszym, rozdysponowując kolejne kary. To złożona postać. Z jednej strony rozgaduje się na temat konieczności czynienia dobra, niesienia pomocy biednym i klasy pracującej, a z drugiej to fanatyk religijny o prawicowych poglądach, homofob, który postrzega system kar jako sposób na trzymanie rządzących w szachu i oddanie głosu ludziom. A czy jest w tym wszystkim szczery? Sam jeszcze nie mam pojęcia. Z pewnością niegdyś taki był. I dowiemy się z szóstego sezonu, co dokładnie nim kieruje, co go napędza, czemu robi to, co robi?


Teksty o "Grze o tron" często wskazują na paralele pomiędzy wydarzeniami z serialu a dzisiejszą polityką. Czy pan również podobne odniesienia zauważa?
Kuszące jest szukanie nawiązań między tym, co dzieje się w świecie arabskim, a tym, co wyczynia Wielki Wróbel, ale to przypadek, a nie działanie zamierzone. Poza tym "Gra o tron" nie jest jednowymiarowa. Proszę zauważyć, że wybór Franciszka na papieża akurat zbiegł się w czasie z pojawieniem się Wielkiego Wróbla na ekranie, a dodatek często słyszę, że jestem do Ojca Świętego podobny! I papież przecież bratał się z ludem, opowiadał się za maluczkimi, tak postępował też i Wróbel, chodził boso, ubierał się w łachmany. Lecz przecież są tak od siebie różni. Jeden woła o wzajemne zrozumienie, drugi koncentruje się na brutalnych karach cielesnych.


Ma pan chyba, mimo wszystko, sporo sympatii do Wielkiego Wróbla.
Bo to znakomicie skonstruowana postać, dająca aktorowi spore pole do popisu. Zresztą nie jest to moje pierwsze doświadczenie z "Grą o tron", składano mi propozycję już wcześniej, ale wtedy nie podobała mi się rola, jaką mi zaoferowano, nie chciałem jej grać, bo nie dostrzegałem możliwości rozwoju. Nie chciałem żyć i być tą osobą przez tyle tygodni. W tym przypadku skupiłem się na dobru, jakie czyni Wróbel, a potem czytałem kolejne strony scenariusza i dziwiłem się, do czego jest zdolny. Ta dychotomia przekonała mnie do tego człowieka. On naprawdę wierzy, że jest nietykalny, że ludzie pójdą za nim, o czymkolwiek nie zdecyduje.


Czemu kiedyś odrzucił pan rolę w "Grze o tron"?
Bo nigdy mnie podobne gatunki, fantastyka, nie interesowały, te mityczne, magiczne światy, dlatego kiedy kilka lat temu otrzymałem scenariusz pierwszego sezonu, uznałem, że nie jest to coś, co chciałbym oglądać, te wszystkie dziwne imiona, i tak dalej. Ale kiedy otrzymałem rolę Wielkiego Wróbla, serial cieszył się renomą, słyszałem świetne opinie na jego temat i zamiast kartkować, przeczytałem, co mi się podtyka pod nos. Wróbel spodobał mi się jako postać, która odgrywa istotną rolę w "Grze o tron", faktycznie zmienia ten świat. A już w szkole aktorskiej nauczyłem się, że wartościowe są te role, które mają jakiś wpływ na zastaną rzeczywistość, kształtują ją. Jeśli świat może istnieć bez nich, nie są warte zagrania.