"Galerianki"
Polska 2009; reżyseria: Katarzyna Rosłaniec; obsada: Anna Karczmarczyk, Dagmara Krasowska, Dominika Gwit; dystrybucja: Monolith; czas: 82 min; Premiera: 25 września; Ocena 2/6
Magdalena Michalska, krytyk filmowy "DZIENNIKA", o filmie Katarzyny Rosłaniec:
Nadzieje, które rozbudziły kolejne nagrody dla Rosłaniec, okazały się płonne. Jej „Galerianki” to niestety dość banalny i do tego źle zrobiony film. Oglądając go, nie sposób znaleźć żadnego uzasadnienia, dlaczego materiał ze swojej etiudy szkolnej o dziewczynach prostytuujących się za prezenty w galeriach handlowych młoda reżyserka przerobiła na film fabularny.
Sukces „Galerianek” zasadza się bowiem wyłącznie na temacie – interesującym, kontrowersyjnym i podrażniającym sumienia tak zwanych dobrych obywateli. Wykonanie, robota filmowa zostały zepchnięte na boczny tor. Tym samym obraz Rosłaniec nie wychodzi poza ramy reportażu interwencyjnego. Do fabuły potrzeba by jeszcze wartości dodanej.
Brak koncepcji artystycznej i pomysłu jak temat ugryźć reżyserka starała się pokryć efekciarskimi chwytami: agresywnym językiem podrabiającym Masłowską, obrazami brudu, nędzy i rzekomo szokującym wnioskiem, że dla współczesnego dzieciaka „mieć” znaczy „być”.
Rosłaniec, co podkreśla w wywiadach, wychodzi z założenia, że jak coś szokuje i rusza, to jest dobre na film. Problem z jej obrazem polega na tym, że to co szokowałoby i ruszało w „Sprawie dla reportera”, na poziomie produkcji filmowej pozostaje zbiorem scenek rodzajowych z naiwnymi dialogami i dydaktycznym smrodkiem. Zamiast pełnokrwistych bohaterek dostaliśmy postaci jak z XIX-wiecznej powieści tendencyjnej. Galerianki są tak autentyczne jak bohaterki lektur szkolnych Orzeszkowej, które, choć w duszy dobre i prawe, by przetrwać, muszą iść na ulicę. Zamiast poruszającego dylematu Rosłaniec proponuje szybkie nawrócenie i żal za grzechy, bo nasze panny pozornie tylko wiedzą, czego w życiu chcą. Nawet język szybko zostaje ugrzeczniony i biedne upadłe aniołki zaczynają wygłaszać zbolałym głosem teksty w stylu: „Myślisz, że seks może być przyjemny?”.
Debiut Rosłaniec to niestety film zrobiony pod społeczną tezę: gdy dzieciakom brakuje wszystkiego - oparcia ze strony rodziców, opieki, pieniędzy - nie dołączą do kółka różańcowego ani klubu młodego naukowca, tylko zaczną pić wódę i się puszczać. Schemat, schemat, schemat... Uproszczenie pomyliła Rosłaniec z prawdą, a temat na film z filmem jako takim.