"Przerwane objęcia" (aka "Los abrazos rotos")
Hiszpania 2009; reżyseria: Pedro Almodóvar; obsada: Penelope Cruz, Lluis Homar, Bianca Portillo, Jose Luis Gomez; dystrybucja: Best Film; czas: 127 min; Premiera: 25 września; Ocena 4/6

Streszczenia nie mają żadnego sensu. Nowego Almodóvara albo czuje się wszystkimi zmysłami, albo odrzuca z ironią – że takie to wszystko błahe: sentymentalne i tandetne.

Miłość od pierwszego wejrzenia. Lena zakochuje się w Mateo, Penélope Cruz w Lluísie Homarze. On nie wie, że jego miłość jest już zajęta (przez wpływowego milionera), że bywa także luksusową dziwką. Ona nie wie, czego chce… Temat jak z zapomnianego, klasycznego melodramatu. Ekran był wtedy czarno-biały, za to emocje kolorowe: dominował erotyzm, depresje, zbrodnia; Lauren Bacall i Humphrey Bogart, Anna Magnani i Marcello. Almodóvar nie wstydzi się zapożyczeń. Kocha gwiazdy, kocha kino – a w miłości, wiadomo, nie ma strategii. Krokodyle łzy i tygrysie peleryny; kicz i wyrafinowanie.

Reklama

Penélope Cruz, z której Pedro, niczym Bóg kobietę, stworzył niegdyś aktorkę, symbolizuje w „Przerwanych objęciach” filmowy glamour. Sama jest kinem. Ktoś pyta o Jeanne Moreau, oglądamy zbliżenia klasycznych tytułów – „Windą na szafot”, filmy Felliniego i Bergmana; bohaterowie Almodóvara wciąż rozmawiają o kinie, oglądają filmy: w końcu tracimy orientację, gubimy dystans. Co tutaj jest życiem, a co kinem? Być może to jednia?

p

Znani z solenności (i braku wdzięku) krytycy, znowu będą wyliczać almodóvarowskie grzechy. Trywialne nawiązania do czarnych kryminałów, brak dystansu do bohaterów, szmirowate dialogi – myślę jednak, że „Przerwane objęcia”, podobnie zresztą jak wszystkie filmy Pedro z ostatnich lat, opierają się takiej interpretacyjnej wykładni. Almodóvar jest fenomenem, który trzeba rozpatrywać poza wszelkimi kategoriami.

Reklama

„Przerwane objęcia” to pozornie hymn na cześć kina. Pedro Almodóvar sam podkręca atmosferę, twierdząc, że to jego najbardziej osobisty film. Trudno polemizować – ale co w takim razie począć ze „Złym wychowaniem” albo „Wszystko o mojej matce”? W każdym razie dla mnie autotematyczny koncept wpisany w fabułę „Przerwanych objęć” jest bardzo zwodniczy. Oto wielki, doceniany na całym świecie reżyser przygotował coś w rodzaju szemranej kompilacji, zestawu the best of, najlepszych motywów z całości, najpiękniejszych aktorek, najzabawniejszych dialogów itd. Co z tego wynika? Zaskakująco wiele. Najnowsze dzieło Almodóvara jest bowiem filmem o bezradności. Nie o twórczym wypaleniu mistrza – jak piszą niektórzy, nie o jego kunktatorskiej strategii – o czym wspominają inni, tylko właśnie o bezradności. Autobiografizm tej świetnie opowiedzianej (twórca „Kiki” to wciąż geniusz reżyserii), chociaż naiwnie wymyślonej historii, kryje się raczej w aurze niż w detalach. Bohaterem „Przerwanych objęć” jest bowiem sam reżyser, Pedro Almodóvar – ktoś, kto zawierzył kinu do końca, zaakceptował wpisaną weń cepeliadę, świecidełka, kolory i miłosną ułudę. I nie potrafi żyć inaczej – bez rytualnych domowych projekcji, kinogenicznej celebry.

Z naszej perspektywy wygląda to malowniczo. Oto zakochany do obłędu w kinie reżyserski guru (nas wszystkich) znowu uwodzi. Lubimy mity, a Almodóvar wydaje się wzorcowym niemal spełnieniem najpiękniejszego filmowego snu. Jednak prowokacyjna interpretacja „Przerwanych objęć” wskazuje, że tak dalej nie można. Że wielki reżyser stanął u kresu sił. Zgrupował wszystkie filmowe marzenia, oprawił je w ramki, powiesił na ścianie. Można to wszystko podziwiać. Ale co dalej?

„Przerwane objęcia” są zatem pięknym filmem schyłkowym, który wiele zawdzięcza duchowi apollińskiemu. Almodóvar prezentuje w nim czystą miłość do kina w czasach miłości brudnej, wysoką temperaturę uczuć w okresie dominującej aseksualności, nostalgię za filmowymi gatunkami w sytuacji rozpadu wszelkich form. W pożegnalnym, autotematycznym arcydziele Felliniego „Ginger i Fred” Giulietta Masina mówiła do Marcello Mastroianniego – „Jesteśmy duchami, które wychodzą z ciemności i w ciemność odchodzą”. Almodóvar raz jeszcze barokowo oświetlił całą scenę. Znowu jest jasno, gwarno i kolorowo. Światła jednak gasną, piękny seans szybko się kończy, objęcia przerywają. Wyciemnienie…