"9"
USA 2009; reżyseria: Shane Acker; dubbing: Elijah Wood, Martin Landau, Jennifer Connelly; dystrybucja: Monolith; czas: 91 min; Premiera: 18 września; Ocena 3/6
Najwierniejsi wielbiciele amerykańskiej animacji już widzieli „9”. Cztery lata temu reżyser Shane Acker dostał za niego nominację do Oscara dla najlepszego krótkometrażowego filmu animowanego. Zachwycony robotą młodego animatora Tim Burton zaproponował mu realizację pełnometrażowej wersji filmu. Acker ponownie zajął się reżyserią, Burton – do spółki z twórcą „Straży nocnej” i „Wanted: Ściganych” Timurem Bekmambetowem – film wyprodukował. Powstało dzieło zachwycające wizualnie, dość wciągające, ale mimo wszystko nie w pełni satysfakcjonujące. Bardzo fajny koncept został tu bowiem niepotrzebnie wzbogacony o mistyczny (a nawet pseudoteologiczny) bełkot.
„9” korzysta z dobrodziejstwa baśniowo-fantastycznych schematów. Mamy więc Dziewiątkę, początkowo zagubionego w rzeczywistości ciamajdę, który zmieni się w skłonnego do poświęceń herosa. Mamy barwną galerię postaci drugoplanowych: Jeden to podstarzały despota, Siedem – nieugięta wojowniczka, Sześć – szaleniec wizjoner, którego wskazówki etc. I mamy wreszcie wroga, którego trzeba pokonać – tyle że baśniowego smoka zastąpiła tutaj wyciągnięta żywcem z „Matriksu” maszyna, pochłaniająca dusze (!) kukiełkowych bohaterów. Akcja pędzi do przodu od pierwszych minut, a na brak mocnych wrażeń narzekać nie można – nawet fani filmów grozy parę razy podskoczą nerwowo w fotelach. Jednak największe wrażenie robi wyjątkowo ponura wizja świata, zniszczonego po wojnie ludzi z maszynami (znów kłania się „Matrix” i „Terminator” na dokładkę), kompletnie pozbawionego życia. Problem w tym, że to jednocześnie największa słabość filmu Ackera: trudno bowiem przejąć się losem kukiełkowych – choćby najbardziej sympatycznych – bohaterów, skoro walczą o Ziemię, na której nie ma już nic oprócz wypalonych ruin i zalegających na ulicach wraków.
p
Przeszkadza również to, że Acker próbował wydobyć z opowiadanej przez siebie historii drugie dno. Misji kukiełek nadaje pozór mistycznej, parachrześcijańskiej wędrówki, a Dziewięć staje się z wolna figurą na miarę kukiełkowego zbawiciela. Trzeba przyznać Ackerowi, że nigdy nie przekracza granicy bluźnierstwa, ale klucz, jaki wybrał do opisania losów swoich bohaterów, jest oczywisty i zbyt łatwo obrócić go w banał. Na szczęście patos jest często przełamywany humorem, ciekawymi pomysłami narracyjnymi (Trzy i Cztery – kukiełki zbierające całą wiedzę o świecie – wyświetlają stare kroniki filmowe, dzięki którym dowiadujemy się, co naprawdę stało się z ludzkością) i dynamicznie poprowadzoną akcją, która pozwala na chwilę zapomnieć o naiwności i intelektualnych niedostatkach „9”.
I na koniec ostrzeżenie: proszę nie dać się zwieść sympatycznym kukiełkom. „9” pod żadnym pozorem nie jest filmem dla dzieci – jeśli już, to dla nieco starszej młodzieży odpornej na przygnębiającą wizję świata. Najwięcej frajdy będą mieli z niego widzowie dorośli, zwłaszcza zafascynowani kinem spod znaku Tima Burtona. Choć od enfant terrible Hollywoodu Acker musi się jeszcze bardzo dużo nauczyć.