"Piep#zyć Mickiewicza". Premiera kinowa w styczniu, na Netfixie od początku kwietnia i do dzisiaj w czołówce najchętniej oglądanych filmów w Polsce. To obraz przede wszystkim dla młodzieży i o młodzieży. Kontrowersyjny, dotykający - trochę powierzchownie - trudnych tematów, acz na swój sposób, zwłaszcza dzięki odtwórcom głównych ról - sympatyczny.

Reklama

W związku z popularnością produkcji i roli, która nie umknęła mojej uwadze, rozmawiałam z jednym z głównych bohaterów – zbuntowanym filmowym Dante, czyli Danielem Czapskim, w którego rolę wcielił się utalentowany, debiutujący na wielkim ekranie Hugo Tarres. Aktor młodego pokolenia, o którym najpewniej wielokrotnie usłyszymy. [Pierwsza część ROZMOWY]

Aneta Malinowska, Dziennik.pl: Trochę z opóźnieniem, ale jestem świeżo "po seansie". Wielkie gratulacje. Świetny debiut, wyrazisty(!). I zastanawiam się teraz, ile z Hugo Tarresa jest w Dante i odwrotnie?

Hugo Tarres, aktor, odtwórca roli Dantego w filmie "Piep#zyć Mickiewicza": To nie jest łatwe pytanie. Tak jak każdy inny artysta albo rzemieślnik, ma swoje tworzywo i tak tu w tym przypadku farbą i płótnem jestem ja, moje doświadczenia, wyobraźnia i obserwacje. Przy każdej roli zachodzi pewna fuzja mnie, mojej obserwacji świata, a także tego, jak postrzegam postać, którą odgrywam. Tak było również w przypadku tego zagubionego młodego chłopaka.

Reklama

Cała koncepcja tego bohatera zaczęła się od myśli, że mimo jego pozornej pewności siebie i romantyczności, w rzeczywistości jest on bardzo niepewny, a te pozory to tylko odpowiedź na jego strachy. I od tego wyszedłem.

Dante to postać wymagająca…

Dante ma bardzo różne problemy psychiczne, jest osobą dyssocjalną, co oznacza, że często reaguje na sytuacje kryzysowe poprzez agresję i konfrontację, zamiast szukać rozwiązania. Dlatego też szukałem w nim elementów agresywności, czego we mnie nie ma, bo ja jestem z natury pacyfistą.

Oczywiście znajduję też pewne wspólne cechy z tą postacią, jest w nim trochę mnie. Nie mogę zaprzeczyć, że jestem sobą, kiedy gram. Ale nie mogę też powiedzieć, że jestem Hamletem, kiedy gram Hamleta. Więc nie można powiedzieć, że jestem identyczny z postacią, którą gram - to byłoby jak zaklęcie rzeczywistości.

Naszym celem jako aktorów jest stworzenie iluzji, że stajemy się daną postacią, lecz moim materiałem twórczym pozostają zawsze: ja, moje obserwacje i wyobraźnia, odnoszące się do scenariusza.

Oczywiście, aktor dokłada zawsze trochę siebie, ale też i swoją interpretację.

Zdecydowanie. Inaczej to jest odcięte od rzeczywistości. Skądś trzeba brać emocje i całą resztę, na którą się składają.

Dante jednak zapewne dzięki Tobie, jest na swój sposób wrażliwy. Gdyby grał go ktoś inny, były zupełnie inną postacią, co pokazuje, jak ważna jest ta interpretacja …

To jest paradoksalne, ale rzeczywiście można dostrzec w nim tę wrażliwość, pomimo wszystkich jego zachowań. I z tego jestem dumny, że udało mi się ją pokazać. Przede wszystkim, udało się zepchnąć jego agresję na drugi plan, co częściowo wynika z tego, że w filmie nie wszystkie aspekty postaci są uwidocznione i niektóre rzeczy się wycina.

Poza tym jeszcze taki może drobny detal, który umyka większości widzów, ale bardzo zależało mi na tym, żeby pokazać, iż Dante nie lubi dotyku,nie znosi, gdy ktoś go dotyka. Nie znosi kontaktu fizycznego – na przykład, gdy wsiadał do samochodu, krzyczał "nie dotykaj mnie", albo gdy policja przyszła do szkoły – to samo. Choć nie zostało to wybite, wyeksponowane jako główna cecha charakterystyczna postaci, to jednak jest to subtelny atrybut, który nadaje Dantemu większą głębię – tak przynajmniej sobie to wyobraziłem.

"Praca na planie to współpraca"

Faktycznie, te momenty były mocniej wybite, choć nienachalnie. Teraz zmieniając trochę wątek…Hugo, miałeś okazję spotkać się na planie m.in. z Dawidem Ogrodnikiem, Darkiem Wieteską czy Weroniką Książkiewicz… Jak się grało z aktorami z większym doświadczeniem?

Dobrze. Byłem o wiele bardziej zdecydowany, żeby podjąć się tej roli, kiedy usłyszałem, że będzie grał Dawid. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że będzie też Weronika i Darek.
Dawid to niesamowity aktor, którego zawsze doceniałem – "Cicha noc", "Jestem bogiem"… więc duża satysfakcja znaleźć się w takim gronie.

To był Twój debiut na wielkim ekranie. Nie bałeś się, grając u boku ikon polskiego kina, wpaść w schemat myślowy: uczeń – mistrz, mistrz – uczeń i w te wszystkie konsekwencje, jakie wiążą się, z taką powiedzmy - hierarchicznością współpracy?

Tak. Zdałem sobie sprawę, że to błąd, gdy podchodzę do pracy z poziomu mistrz – uczeń. To zdecydowanie powinna być współpraca, bardziej partnerskie podejście. Dopiero w połowie zdjęć zdałem sobie sprawę, że to musi być na zasadzie: "stary my wykonujemy tutaj robotę, którą ty już zrobiłeś". I tyle. Co innego reżyser, który może być wsparciem, ale młodszy czy starszy doświadczeniem aktor to ciągle aktor, który ma do zrobienia swoją pracę.

Wyobraź sobie sytuację, w której dwóch zawodników, tenisistów gra przeciwko sobie i jeden jest bardziej doświadczony, drugi jest mniej doświadczony i ten mniej doświadczony podchodzi do swojego przeciwnika i mówi: "jak ty to robisz?", szuka odpowiedzi na pewne pytania zawodowe. To chyba nie na tym polega współpracana planie, tylko na rozmowie. Chodzi o wymianę myśli, o dialog, nie o jednostronne dyktowanie. Ja mam swoje pomysły i uwagi, ty masz swoje i poprzez wspólną pracę, zobaczymy, co z tego wyniknie.

I to było dla mnie odkrywcze spostrzeżenie, że praca na planie to właśnie współpraca.

Czyli rozmowa i skupienie na swoich zadaniach…

Teraz gdy pracuję nad serialem z Moniką Pikułą, zauważam, jak ten dialog pomaga rozwiązywać wszelkie spięcia i problemy, z jakimi się zmagamy. Plan filmowy to nie teatr, gdzie wszyscy pracują nad tym, żeby aktor powiedział dobrze kwestie, tylko zajęcie się rozmową z tobą, a nie wszystkim dookoła.

To jest pewnie oczywiste, ale dla mnie, jako debiutanta, było to nowe doświadczenie, które musiałem przyswoić. Na planach filmowych istnieje wiele obszarów działalności, w które nie mogę ingerować. Istnieją oddzielne piony: charakteryzacji, kostiumografów, operatorski, reżyserski oraz aktorski, a każdy z nich zajmuje się swoimi konkretnymi zadaniami. Więc ja po prostu muszę skupić się na tym, co mam do wykonania i wtedy o wiele lepiej i efektywniej się pracuje.

Miłość do literatury Dantego i Hugo Tarresa

Wracając do Dantego. On jest niezwykle oczytany jak na chłopaka z problemami. A jak u Ciebie z Szekspirem, Mickiewiczem, Irvingiem i innymi…? Lubisz literaturę tak jak bohater, którego zagrałeś?

Mickiewicz (śmiech…). Jestem stronnikiem Słowackiego, ale to nie przez to, że zagrałem w tym filmie. To znaczy, bardzo szanuję Mickiewicza, ale to do Słowackiego wracam i robię to z przyjemnością.

Zdecydowanie rozumiem. Może dlatego wiele osób tak ma, bo w pewnym momencie życia, w szkole, jesteśmy do Mickiewicza przymuszani…

(śmiech)… Chociaż mimo to, gdyby w Teatrze Narodowym wystawiali "Dziady" i "Fantazego", to chyba jednak poszedłbym na "Dziady".

Jednak poza tym jestem lietraturomaniakiem, choć niestety moje zainteresowania literaturą są ostatnio trochę na bocznej ścieżce. Kiedyś w liceum pochłaniałem książki jak gąbka, uwielbiałem dyskutować z moim polonistą o literaturze. Miałem z nim bardzo dobry przepływ, dobre "flow".

Jeśli chodzi o wspomnianego Słowackiego, to uwielbiam "Beniowskiego". Na pierwszym roku na drugim semestrze rozbieraliśmy ten tekst na kawałki: "bo chodzi o to, żeby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa" – to w ogóle jest moje motto. I "Podróż do Neapolu z Ziemi Świętej".

Jednak ostatnio czytałem "Diunę" - uwielbiam ten klimat sci-fi, zarówno w książkach, jak i filmach. Także ogólnie nie jest źle, ale niestety, zawsze jest to kwestia balansowania między pasją a obowiązkami zawodowymi, a ostatnio te drugie trochę górę biorą i kurczy się ten czas.

Z tego, co mówisz, to jednak trochę wspólnego z Danielem masz …

Pewnie też trochę po wizerunku. Taki chłopak, który czyta książki. Bo zdecydowanie lubię czytać.

Jeszcze na chwilę nawiązując do filmu, które sceny były najtrudniejsze? Jakie było największe wyzwanie podczas kręcenia?

Szczerze mówiąc, wszystkie te sceny, w których nie skupiałem się na dialogu, a raczej na tym, że Dante był zamknięty w sobie i nie przyjmował żadnych informacji ani nie dawał się przekonać, że może być w błędzie. Właśnie takie sceny były dla mnie trudne.

Na przykład scena w klasie, gdy profesor Sienkiewicz wygłasza monolog o tym, że nie jesteśmy debilami, Anita ma dysleksję itd... Ta scena była dla mnie emocjonalnie wymagająca. Próbowaliśmy ją improwizować i ja znalazłem w sobie coś takiego jak niemoc i brak kontrargumentu na wszystko, co mówił Sienkiewicz. I to jest ciężkie emocjonalnie, kiedy już nie da się postawić kropki nad i, kiedy nie mogłem się obronić przed jego słowami… i te emocje towarzyszyły mi nawet poza planem, mimo że wiedziałem, że to tylko fikcyjna sytuacja.

Podobnie trudna była scena pod szpitalem. Była bardzo emocjonalna, a tak intensywne momenty są trudne, zwłaszcza gdy trzeba powtarzać ujęcia. Pamiętam, że pierwsze podejście do tej sceny było udane, ale niestety nie mogliśmy go zafiksować, utrwalić, musieliśmy kontynuować. No i trudno to powtórzyć. W teatrze jest o tyle łatwiej, że masz tylko jedną szansę, jeden strzał i jest podbudowanie do tych emocji, tak psychologicznie ustawiasz się pod kryzysowe sceny kulminacyjne. A tu…faktycznie to była ciężka scena dla mnie.

Talent, który zachwyca. Dante z "Piep#zyć Mickiewicza" nową nadzieją polskiego kina / AKPA

Dante to zbuntowany chłopak, a Ty …byłeś zbuntowanym nastolatkiem?

Niestety, tak. Nie chcę publicznie opowiadać o tym, co robiłem – nie w sensie, że coś złego, ale też nie chcę dawać złego przykładu młodszym odbiorcom.

Już Sokrates pisał o tym i nawet poszedł do więzienia za to, że inspirował młodych ludzi, zachęcając ich do nieakceptowania wszystkiego bezkrytycznie, za podburzanie młodzieży. Uczył ich, żeby trzymali się swoich przekonań, znali swoją wartość i rozumieli kontekst, w którym funkcjonują w rzeczywistości. Więc bunt to chyba naturalny element dojrzewania, przez który przechodziłem... chociażby podważając sens nauki, pytając, dlaczego mam się uczyć rzeczy, które wydawały mi się bezużyteczne w dorosłym życiu, jak na przykład zasady skróconego mnożenia.

"Do odważnych świat należy"

Twój bohater to wyrazista postać. Jednocześnie to Twój debiut kinowy. Nie bałeś się zaszufladkowania?

Rozmawiałem ze swoim autorytetem w dziedzinie rzemiosła filmowego, czyli z Grzegorzem Damięckim i on trochę mnie ostrzegał przed powtórzeniem losu Janusza Gajosa z "Czterech Pancernych". Jednakże chyba już nie mam takiej ery. Branża filmowa i teatralna rozwija się bardzo dynamicznie. W latach 60. było mniej produkcji, a realizacja filmów i seriali była trudniejsza, więc może wtedy faktycznie miałbym obawy. Jednak obecnie, dzięki temu, że w Polsce powstaje coraz więcej produkcji, nie martwię się tak bardzo. Poza tym szkoła służy temu, żebym doskonalił i gimnastykował swoje umiejętności. Na castingach i w rozmowach z agentem, również poruszaliśmy ten temat. Zaryzykowałem. Do odważnych świat należy.

I to jest jedyne właściwe podejście!

Teraz, patrząc na efekt i gotowy produkt, czyli moją rolę, jestem zadowolony, nie identyfikuję się z bohaterem w tak dużym stopniu. Nie jestem tym człowiekiem, tą postacią i to mnie cieszy. To nie jestem ja.

Jakie były reakcje na film…znajomych, rodziny, nauczycieli, profesorów…?

To było zabawne, bo gdy powiedziałem rodzinie, że dostałem tę rolę i podejmuję wyzwanie, wszyscy patrzyli na to z niedowierzaniem... Jak to, z Dawidem Ogrodnikiem? Przyjęli do wiadomości, że idę do pracy, ale jakoś nie wierzyli. Dopiero gdy zobaczyli plakaty w metrze "Centrum", zaczęli brać to na poważnie. Pewnego dnia przyszła do mnie siostra i powiedziała: TY NAPRAWDĘ GRASZ PIERWSZOPLANOWĄ ROLĘ. WOW. GRATULUJĘ.

Teraz wszyscy są zadowoleni, że udało mi się osiągnąć to, czego tak bardzo potrzebowałem i co było moim od lat bardzo głęboko zakorzenionym marzeniem. Nawet moi nauczyciele z liceum odezwali się i mówili, że bardzo im się podobało, żebym wpadł do nich, odwiedził. Same pozytywne reakcje.

A znajomi?

Moi znajomi różnie, ponieważ jestem zaznajomiony z grupą, która chyba nie jest docelową grupą odbiorców i mówią: no film, nie wiem, fajny, ale nie wiem, ale ty świetnie (!).

Druga część rozmowy: Więcej niż Dante z "Piep*zyć Mickiewicza". Kim jest Hugo Tarres, który podbił serca widzów?

Aneta Malinowska (aneta.malinowska@infor.pl)