"Bez mojej zgody" (aka "My Sister’s Keeper")
USA 2009; Reżyseria Nick Cassavetes; Obsada: Cameron Diaz, Alec Baldwin, Abigail Breslin, Joan Cusack, Sofia Vassilieva; Dystrybucja: Warner; Czas: 106 min; Premiera: 21 sierpnia; Ocena 2/6



Nick Cassavetes junior po raz kolejny zrobił film niewolniczo niemal wierny hollywoodzkim przepisom na wyciskanie łez z emocjonalnie zaszantażowanej publiki. Scenariusz wybrał nawet może i obiecujący, oparty na wydanej właśnie u nas powieści Jodi Picoult. W historii nastolatki buntującej się przeciw przeznaczonej jej roli dawczyni organów dla chorej na białaczkę starszej siostry był potencjał wyłamania się ze schematu łzawej opowieści ze słodko-gorzkim, ale mimo wszystko happy endem. Już sama relacja z siostrą, a zwłaszcza matką ogarniętą bez reszty walką o życie chorej, dawała asumpt do wysnucia wyrazistych konfliktów racji i charakterów, pokazania, jak choroba niszczy nie tylko chorą, ale wszystkich wokół niej.

Tymczasem na ekranie wszystkie konflikty zostały złagodzone i wygładzone, sprowadzone niemal do roli nieporozumienia. Mimo całego dramatyzmu ma się wrażenie, że gdyby wszyscy po pięciu minutach usiedli przy stole i szczerze porozmawiali, zamiast toczyć rozprawę na sali sądowej, nie byłoby o czym opowiadać. Cały ten film zbudowany jest z klisz, z oklepanych patentów na tanie wzruszenia, z nieprawdopodobnego nagromadzenia wątków rozmieniających prawdziwy dramat na sztuczne protezy. Aktorzy starają się cierpieć naprawdę, zwłaszcza świetna nastoletnia Sofia Vassilieva w roli chorej. Nawet Cameron Diaz znajduje właściwy ton, by zagrać szaloną matkę, nierozumiejącą prawdziwych pragnień swych dzieci. Prawie wszyscy zresztą przeżywają tu swoje własne tragedie (nowotwór, epilepsja, martwe dziecko). Tyle, że wszystkie tragedie i tak kończą się ostatecznie inscenizowaniem teledysków w rytm chwytliwych balladek z pokrzepiającym tekstem.

Reklama