Twoje filmy odnoszą sukcesy. Czy to dla ciebie ważne?
Ewan McGregor: Nie zastanawiam się nad tym. Jestem tylko aktorem i każdy z tych filmów jest dla mnie kolejną szansą na udawanie. A przecież na udawaniu polega cała idea aktostwa. I właśnie ono urzekło mnie na początku kariery. Poza tym uwielbiałem czarno-białe filmy, wszystkie hollywoodzkie produkcje z lat 30. i 40. Im bardziej były teatralne i romantyczne, tym bardziej mi się podobały. Chciałem być częścią tego świata.
Dlatego jako 16-latek rzuciłeś szkołę?
Tak. Bardzo chciałem już zacząć grać. Nauczyciele mówili, że mam złe nastawienie do nauki, a to strasznie zawstydzało mojego ojca. Dlatego rodzice powiedzieli mi: jeśli naprawdę chcesz być aktorem, pora żebyś spróbował prawdziwego życia. Zacząłem pracować w teatrze, budowałem scenografie. Czułem, jakbym znalazł miejsce, w którym powinienem być.
Dlaczego dziś pracujesz tak dużo?
Bo kocham pracować. Jeśli mam tyle szczęścia, by dostawać kolejne role, czemu miałbym ich nie przyjmować? Krytykowanie mnie za kręcenie zbyt wielu filmów wydaje mi się co najmniej śmieszne.
Czy ciężko jest ci wyjść z roli?
Nie mam z tym problemu. Przeciwnie, dzięki tej łatwości mogę pracować nad kilkoma projektami równolegle.
Lubisz powalczyć o rolę?
Nigdy nie próbuję żadnych sztuczek, żeby załapać się do filmu. Zdarzyło mi się kilka razy wycofać z udziału w projekcie, gdy wiedziałem, że komuś innemu bardzo na nim zależy. Nie jestem w życiu na etapie „teraz albo nigdy”, moja kariera nie zależy już od jednej roli.
A jaka była twoja najgorsza?
Okropny byłem w „Emmie”. Nie wierzyłem w ani jedno słowo, które powiedziałem na planie tego filmu. Na przygotowania miałem bardzo malo czasu, bo ledwo skończyłem zdjęcia do „Trainspotting”. Ale w ciągu miesiąca udało mi się zapuścić włosy, dopasować się do kostiumów i ożenić.
Jesteś żonaty od 12 lat. Co zapamiętałeś ze swojego wesela?
Zorganizowaliśmy je w wypożyczonej willi we Francji i cała ceremonia odbywała się po francusku, więc nic nie rozumiałem. W nieodpowiednim momencie powiedziałem „oui”, więc 60 gości miało powód do radości.
Jak ci się współpracowało z Woodym Allenem?
Wszyscy aktorzy marzą o pracy z Woodym. Nie tylko dlatego, że jest utalentowanym filmowcem, ale z powodu metod, które stosuje. Część ze scen jest kręcona tylko w jednym ujęciu, więc trzeba się starać, bo może nie być szans na poprawkę. Jest dużo dialogów, pracuje się szybko i wraca do domu o 16.30, więc można mieć własne, całkiem normalne życie.
Jako osoba znana musisz spełniać pewne oczekiwania, choćby swoich fanów.
Nigdy nie przejmowałem się tym, jak jestem odbierany w filmie lub poza nim. Nie zamierzam rzucać ani picia, ani palenia, ani jazdy na motocyklu. My, Szkoci, jesteśmy szczęśliwymi, bardzo emocjonalnymi ludźmi. Wierzymy w życie, a nie tylko w codzienną egzystencję.
Gwiazdą tabloidów to ty nie jesteś...
Wyrzucam wszystkie z domu. Kojarzą mi się z porno. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Niektórzy ludzie są gotowi zapłacić za popularność wysoką cenę, ja nie. Nigdy nie jesteś wystarczająco sławny, ale za to coraz bardziej nieszczęśliwy. Żeby móc spokojnie wykonywać swoją pracę, musisz się odciąć od całego tego zamieszania.
Nienawidzisz też paparazzich.
Wydałem wiele pieniędzy, żeby chronić przed nimi moje dzieci. Mam w tym duże wsparcie żony, która nie znosi paparazzich tak jak ja. Wsadza dzieci do samochodu i szybko odjeżdża.
Jesteś ojcem trójki dzieci, w tym Jamiyana, którego adoptowałeś na początku 2006 roku. Chcesz mieć ich jeszcze więcej?
Co najmniej jeszcze jedno. Chciałbym być otoczony dziećmi.
Zabierasz rodzinę na plan?
Jeśli tylko mogę. To okropne być daleko od nich. Zamartwiać się. Myśleć, co może pójść nie tak w Londynie.
Jak żona znosi sceny miłosne, w których grywasz?
Wie, że na ekranie tylko udaję seks. To część mojej pracy. Nieważne jednak, jak bardzo to sobie racjonalizuje, to zawsze jest dla niej ciężkie.
Jeszcze kilka lat temu miałeś opinię imprezowicza.
Wyrosłem z tego. Kiedyś pół życia spędzałem na piciu i radzeniu sobie z kacem. Początkowo byłem szczęśliwie pijany, potem wpadałem w depresję. To nie jest styl życia, który polecam innym. Staram się być dobrym ojcem i mężem, dobrym aktorem i dobrym pijakiem – jednego z nich musiałem się pozbyć. W 1997 roku grałem gościnnie w Los Angeles w odcinku „Ostrego dyżuru”. Wtedy ciężko zachorowała moja młodsza córka, a ja postanowiłem wszystko w życiu zmienić. Kiedy widzisz swoje dziecko na intensywnej terapii, dociera do ciebie, że masz poważne obowiązki jako ojciec i mąż.
Wydasz kiedyś swoją autobiografię?
Dopiero, gdy poczuję, że śmierć się zbliża. Bo książki o mnie muszą być strasznie nudne.
Rozmawiał Bruno Lester/IFA/Syndykat Autorów