"Meduzy" złożone są z kilku luźno powiązanych ze sobą opowieści. Młodą kelnerkę rzuca facet. Aktorka teatralna nie umie znaleźć wspólnego języka ze swoją matką. Chińska emigrantka z dala od rodziny próbuje zarobić na godne życie. Świeżo upieczone małżeństwo, przez złamaną nogę żony, zamiast na Karaibach miesiąc miodowy spędza w przydrożnym motelu. Symptomatycznie brzmią słowa lekarza, odradzającego im wojaże: "Nie potrzebujecie Karaibów, macie siebie". Ale czy naprawdę mają? W świecie Kereta nikt nie ma nikogo, choć wszyscy śnią o szczęściu, dzieleniu się z kimś bliskim radości i wspólnym wadzeniu się z losem. Jednak druga osoba paraliżuje, a marzenia nie spotykają się w połowie drogi. Bohaterowie zasklepieni w swojej samotności krążą wokół siebie po ulicach Tel Awiwu. Mijają się w milczeniu albo krzyczą - normalnie rozmawiać nie umieją. Wszelki kontakt, jak kontakt z meduzą, parzy.

Reklama

Lubię takie filmy. Cenię w kinie momenty, w których cisza boli. Kiedy milczenie dwojga ludzi zamienia się w krzyk rozpaczy. Kiedy twórcy nie oceniają jednostek, lecz pokazują ich zagubienie w życiu i społeczeństwie. Z "Meduzami" miałem jednak problem: w czasie seansu towarzyszyło mi poczucie déja vu. Zbyt wiele razy widziałem na ekranie miasta, w których na tych samych ulicach przypadkiem mijali się ci sami ludzie jak na małomiasteczkowym targu. Znam już takie diagnozy. I to pokazywane przez mistrzów. Kiedy jedna z bohaterek "Meduz" czekając na kogoś, stoi na skrzyżowaniu i spogląda na zegar, przypomniał mi się finał "Zaćmienia". Tyle że Antonioni podejmując podobne tematy do końca pozostawał twórcą intelektualnym. Fantastycznie operował niedopowiedzeniem. Keret i Geffen mówią zbyt wiele i niepotrzebnie odkrywają wszystkie karty.

Ale, paradoksalnie, słabość "Meduz" jest jednocześnie ich siłą. Bo dramat polega na tym, że człowiek nie wyciąga z historii lekcji. Nie umiemy pokonać samotności. Keret podkreśla to także muzyką. W pierwszej scenie izraelskiego obrazu w tle słychać piosenkę Edith Piaf ze współczesnym bitem. Zmieniać może się technika i estetyka. Uczucia pozostają takie same. Dlatego warto ten film obejrzeć. Jest w nim nostalgiczny nastrój, są drobne obserwacje świata i olbrzymia wrażliwość. Zwłaszcza o tę ostatnią nie jest dzisiaj łatwo.

Meduzy (Meduzot)

Izrael/Francja 2007; reżyseria: Edgar Keret, Shira Geffen; obsada: Sarah Adler, Nikol Leidman, Gera Handler; dystrybucja: Gutek Film; czas: 78 min

Reklama

Premiera: 25 kwietnia