"Czy mówię jak gej?"
Tytułowe pytanie stawia sobie twórca dokumentu, David Thorpe, pisarz z Brooklynu. Opuszczony przez długoletniego partnera, wyraźnie niepewny siebie, David obwinia za życiowe porażki swój piskliwy, nieco sepleniący głos. Decyduje się zatem na oczach widzów na autoterapię będącą zarazem próbą szerszej analizy stereotypu gejowskiej wymowy.
Film zaczyna się od sondy ulicznej, podczas której większość przepytywanych przechodniów identyfikuje Davida jako geja. "Twój nieco intelektualny ton można uznać za gejowski", uzasadnia ktoś, odwołując się do kliszy myślowej łączącej snobizm z homoseksualizmem.
Sam bohater czuje, że mówi "przez nos, tak jak bardzo duża część gejów". Ma też dość "irytującego" przeciągania samogłosek. Według niego "ludzie odbierają kilka gejowskich głosów jako jazgot". Obsesja "umęskowienia" mowy kieruje go do uznanej logopedki Susan Sankin oraz hollywoodzkiego trenera głosu Roberta Corffa. Całość uzupełniają wywiady z tęczowymi celebrytami - satyryk David Sedaris i krytyk mody Tim Gunn omawiają zmagania ze swoimi "zniewieściałymi" głosami, podczas gdy gwiazdor "Star Treka" George Takei staje w kontrze, zadając swoim mocnym barytonem kłam utartym wyobrażeniom.
Nader ciekawie wybrzmiewa aspekt korelacji wzorców mowy, statusu społecznego i homofobii. Nie jest specjalnie odkrywcze, że wielu facetów pragnie bardziej "męskiego" głosu z prostego powodu - w młodości byli gnębieni za "gejowską" manierę, niezależnie od swojej autentycznej orientacji seksualnej. Ale już geneza "gejowskiego" głosu wypada frapująco - jedna z teorii mówi o wpływie popkultury na tożsamość nienormatywnej grupy społecznej, mimowolnie przejmującej zachowania szalenie popularnych gwiazd estrady i telewizji, jak Liberace, Paul Lynde czy Rip Taylor, którzy w latach swej świetności nie byli identyfikowani jako geje, a jednocześnie ich "przegięcie" stanowiło główną atrakcję.
Interesujące, że "przegięci" i charakterystycznie "syczący" są też klasyczni złoczyńcy Disneya - Skaza z "Króla Lwa", Shere Khan z "Księgi dżungli", Jafar z "Aladyna" czy Kapitan Hak z "Piotrusia Pana". To oczywiście nie sprawia, że te postaci są homoseksualne, niemniej powielany schemat - jak wskazuje w dokumencie jeden z ekspertów - może tworzyć podświadome uprzedzenia wśród małoletniej widowni.
Inna teza mówi o wpływie otoczenia na ewolucję mowy. Wiele "kobiecych" tudzież "gejowskich" (szczególnie mężczyźni chętnie traktują to w pewnych kontekstach synonimicznie) głosów należy wbrew pozorom do heteryków, którzy wychowywali się głównie wśród kobiet. I w drugą stronę - w filmie pada przykład geja, który dorastał wśród braci-sportowców. "Nie znam nikogo, kto brzmi bardziej hetero", komentuje znajomy owego osobnika.
Koniec końców z filmu płynie wniosek tyleż banalny, co krzepiący: nie oceniajmy z góry. Czasami, jak słyszymy, "największe byczki okazują się gejami", zaś stuprocentowi heterycy mogą się bezwiednie nauczyć brzmieć "gejowsko" po prostu poprzez przebywanie z gejami. Tzw. mowa campowa to niekoniecznie jest czyjś naturalny głos. Zresztą przecież nie ma nic złego w byciu "zniewieściałym". Nie ma się czego wstydzić - co prawda łatwiej powiedzieć, niż wykonać, ale od czegoś trzeba zacząć. Dokument Thorpe'a może być niezłym punktem wyjścia do poszukiwania własnego głosu.
Gdzie zobaczyć:OutFilm.pl