"Minx"
Serial autorstwa Ellen Rapoport opowiada fikcyjną historię, lecz odwołuje się do jak najprawdziwszego przełomu z początku lat 70., kiedy to nagi Burt Reynolds pozował na skórze niedźwiedzia na rozkładówce "Cosmopolitan", a chwilę później powstał "Playgirl", kobiecy odpowiednik "Playboya". Od tej pory do świadomości powszechnej zaczęło się przebijać przekonanie, że kobiety też mają potrzeby stymulacji wizualnej - choć nie ma co ukrywać, że pół wieku później ta myśl wciąż jest poniekąd w awangardzie.
Produkcja HBO Max twórczo łączy dwie konwencje komediowe - screwball comedy o wojnie płci i sitcom o miejscu pracy - aby opowiedzieć o perturbacjach związanych z wypuszczeniem na rynek pierwszego magazynu erotycznego dla kobiet, tytułowego "Minx". Główne postaci, ambitna feministka Joyce (Ophelia Lovibond) i rubaszny wydawca prasy pornograficznej Doug (Jake Johnson), tworzą modelowy niedopasowany duet, utożsamiając dwie skrajne postawy: upodmiotowienie oraz uprzedmiotowienie kobiet. I mądry humor serialu wynika m.in. z obserwacji, jak często owe postawy są płynne i determinowane uwarunkowaniami pozamerytorycznymi.
Joyce, która bardzo chciałaby uchodzić za wojującą feministkę, ale na przeszkodzie staje jej spokojne usposobienie, a nawet pewna pruderyjność, marzy o wydawaniu czasopisma feministycznego godnego Pulitzera i uznania od Glorii Steinem (która, swoją drogą, w 1971 roku założyła kwartalnik "Ms."), tyle że przez nikogo z męskich decydentów trzęsących branżą prasową nie jest brana na poważnie. Dlatego też niechętnie, ale przyjmuje ofertę Douga, który w jej progresywnych poglądach widzi przede wszystkim pomysł na zagospodarowanie niewykorzystanej niszy - poprzez periodyk dla kobiet upychający postępowe treści gdzieś pomiędzy zdjęcia z rozbieranymi facetami. Kompromis jest niełatwy dla obu stron, choć oczywiście dużo trudniejszy dla Joyce, która musi odtąd nie tylko sobie odpowiadać na pytanie, czy przysługuje się idei, czy cementuje patriarchat.
Lovibond z dużym wdziękiem ogrywa stereotyp irytującej, przemądrzałej feministki, którą życie uczy dystansu do rzeczywistości, a przede wszystkim - różnic między teorią a praktyką. Równie ciekawie wypada Johnson, ukazując potencjalnego obleśnego typa jako postać co prawda szemraną, ale na swój sposób przewrotową i pionierską - Doug podważa normatywne oczekiwania nie tylko sojuszem z feministką, lecz również np. zatrudniając czarne kobiety na eksponowanych stanowiskach.
Co więcej, mimo że między główną parą aktorską jest świetna chemia, fabuła nie wikła ich postaci w spodziewany związek romantyczny. Zamiast tego Joyce musi zmagać się z afektem do pierwszego modela "Minx", wyrzeźbionego jak Adonis, acz tępawego strażaka Shane'a (Taylor Zakhar Perez) - a taki romans przecież nie przystoi dumnej feministce! Skądinąd przy okazji wychodzi na jaw, że wyzwolona bohaterka tak naprawdę miała dotąd raptem dwóch i pół partnera, a pewne obszary radykalnego feminizmu, od wykorzystywania krwi menstruacyjnej w charakterze naturalnego barwnika tkanin po otwartą mizoandrię, w ogóle jej nie kręcą.
To odświeżające, że twórczyni serialu nie stroni od kpiny z własnego środowiska, mimo że jest bezsprzecznie jasne, po której stronie stoi: po stronie praw reprodukcyjnych, równych płac, szeroko rozumianej równości. To już ten straszny feminizm czy może zwyczajna przyzwoitość? Jednocześnie "Minx" doskonale radzi sobie z niuansami dotyczącymi rozmaitych kobiecych tematów, od orgazmów po kariery.
Różne wizje kobiecości reprezentują bezbłędnie obsadzone bohaterki drugiego planu, jak Tina (zjawiskowa Idara Victor), partnerka biznesowa Douga brana za sekretarkę - wszak jest Afroamerykanką w latach 70., starsza siostra Joyce, Shelly (Lennon Parham), gospodyni domowa odkrywająca świat zabawek erotycznych, czy Bambi (Jessica Lowe), pozornie infantylna blond modelka nabierająca poczucia własnej wartości dzięki literaturze feministycznej.
Serial nie ucieka zatem od poważniejszych tematów, choć w żadnym razie nie ma ciężaru "Boogie Nights" czy "Kronik Times Square", o niedawnej "Pleasure", polecanej w tym cyklu, nawet nie wspominając. "Minx" oferuje znacznie bardziej bajkowe spojrzenie na branżę rozrywki dla dorosłych, bliższe "Glow" - stylistycznie, gdyż kostiumy, fryzury i muzyka lat 70. stanowi tu duży atut, ale i fabularnie, jako emancypacyjna w duchu opowieść o dzielnych kobietach w nieprzyjaznym męskim świecie. Opowieść zabawna, niegłupia, seksowna i czuła - to wszystko się absolutnie nie wyklucza.
Gdzie zobaczyć: HBO Max