Kręcony w czerni i bieli film słowackiego reżysera zaczyna się od sceny z ikonografią rodem z klasycznego kina noir. Rozmowa przez trzeszczące łącze policyjne między radiowozami. Droga nocą, samochód zatrzymuje się pod mostem, wyrzucane są z niego zwłoki. Facet w prochowcu wyciera krew z ręki. Ziarno niepokoju zostało w widzu zasiane. Czas na radykalną zmianę nastroju, wedle najlepszych prawideł gatunkowych.

Reklama

Reżyser wpuszcza zatem światło za sprawą opowieści o dwóch młodych chłopakach z czechosłowackiej prowincji, z zapałem przestępujących próg seminarium zakonnego. W swej żarliwej naiwności nie zdają sobie sprawy, że mimowolnie dołączają do systemu przymusu, nad którym nadzór sprawuje jeszcze większy system przymusu. Podwójna pułapka.

"Słudzy" / Materiały prasowe

Wkrótce, jak inni księża, od dziekana po szeregowych kleryków, bohaterowie staną przed dylematem: współpraca z Radiem Wolna Europa czy z StB (Státní bezpečnost, komunistyczne służby bezpieczeństwa). Opór wiąże się w najlepszym razie z powołaniem do wojska, w najgorszym - widzieliśmy w pierwszej scenie. Kolaboracja oznacza sprzeniewierzenie się ideałom i naruszenie tajemnicy spowiedzi, ale też gwarancję trwania instytucji zagrożonej zamknięciem. Taśma jest czarno-biała, ale dylematy - naznaczone wieloma odcieniami szarości.

Reklama

"Słudzy" wychodzą do nas z tą samą gorzką prawdą, co niedawne "Boże Ciało" Jana Komasy: że dla władzy kościelnej instytucja zawsze będzie ważniejsza niż człowiek. Sugestywna oprawa filmu, sytuująca katolicyzm i komunizm w podobnie represyjnym kontekście, bardziej przypomina jednak obrazy Pawła Pawlikowskiego.

Powiązania z twórcą "Zimnej wojny" występują zresztą nie tylko na poziomie wizualnym - pod scenariuszem "Sług" podpisała się Rebecca Lenkiewicz, autorka "Idy", imponująco operująca językiem minimalizmu. W filmie niewiele rzeczy jest podanych wprost, co odzwierciedla sposób działania zarówno bezpieki, jak i Kościoła - wedle kodeksu milczenia. Postaci "Sług" poruszają się niespiesznie, szepczą, niekiedy zastygają w bezruchu. Większość interakcji wyraża się poprzez gesty czy spojrzenia.

W pewnym momencie jeden z księży z cokolwiek niejednoznacznych pobudek zarządza w seminarium "silentio". Chodzi o to, by nikt z nikim nie rozmawiał, lecz w ciszy "wsłuchał się w swoją duszę". Duchowny argumentuje obrazowo, że, "Bóg jest przyjacielem ciszy. W naturze drzewa, rośliny i kwiaty wszystkie rosną w ciszy. Słońce i księżyc też przemierzają nieboskłon w spokoju. Najbliżej Stwórcy jesteśmy obcując z nim w ciszy swojego serca".

Reklama

W tym sensie cichy i refleksyjny film Ostrochovský'ego, choć poniekąd antykościelny, jest paradoksalnie "bliżej Boga" niż niejedna sztuka sakralna.

Trwa ładowanie wpisu

"Słudzy", Słowacja / Rumunia / Czechy / Irlandia 2020, reż. Ivan Ostrochovský, dystrybucja: Nowe Horyzonty