- Nienawidzę tenisa – to zdanie, które otwiera autobiografię Andre Agassiego, jednego z najlepszych w historii przedstawicieli tego sportu, przypomnieć musi się po obejrzeniu filmu „Córka trenera”. Agassi skarżył się w niej na ojca, a zarazem trenera-kata, który od małego zmuszał go do katorżniczych treningów, ograniczając czas na to, co w dzieciństwie lub okresie dorastania dla młodych jest najważniejsze: zabawę. W swej biografii Agassi powtarza to zdanie wielokrotnie, choć jego oponenci wytykają mu, że to cena nie tylko za sławę i popularność (na to też Andre narzekał), ale i wielkie, idące w miliony dolarów zarobki.
Nie każdy jednak jest Andre Agassim. Cena za to, by choć na chwilę wejść nawet na listę tysiąca najlepszych tenisistów jest ogromna. Kto stoi za realizacją marzeń? Jak często rodzice, realizując swe niespełnione marzenia, popychają dzieci w sport – czytamy w reportażach aż nader często. Jak czujemy się, kiedy nasza kariera kończy się na małym, prowincjonalnym turnieju?
„Córka trenera” jest oczywiście filmem o problemie sportu. O dochodzeniu do sukcesu. Z detalami pokazuje, jak ważne jest codzienne poświęcenie. Już otwierająca film scena z oponą powoduje, że każdy kto jest obdarzony choć krztyną empatii odwraca wzrok z grymasem bólu.
Ale to na szczęście film tylko w części o tym. Sport jako pretekst pokazuje nam relacje ojciec-prawie dorosła córka. Zadaje trudne, wręcz niewygodne w Polsce pytania o to, na ile rodzice mogą ingerować w proces kształtować dziecko, przygotowywać je do dorosłego życia. To – dzięki świetnym kreacjom Jacka Braciaka (ojca) i Karoliny Bruchinckiej (rola tytułowa) rzecz pełna ciepła, dająca nadzieję, że niemal nieuchronny konflikt pokoleń, konflikt ambicji uda się przerodzić w coś ważniejszego. Warto spojrzeć też na Agatę Buzek, której potencjał wciąż wydaje się w polskim kinie niewykorzystany.
W ciepłym odbiorze filmu duża zasługa twórców. Łukasz Grzegorzek (jako reżyser i współautor scenariusza) oraz Krzysztof Umiński (drugi z współautorów) dbają o odpowiednią, wyważoną liczbę kontrapunktów, scen wręcz komediowych (na marginesie – czy taki apartament dla zakochanych istnieje w Polsce naprawdę?). Pomaga też w tym oprawa muzyczna – dobór nagrań jest w filmie zastosowany idealnie.
Na koniec nie mamy oczywistej puenty, nie mamy podanych na tacy rozwiązań. To sprawia, że warto zobaczyć produkcję w gronie rodzinnym – „Córka trenera” na pewno będzie katalizatorem do ciekawych dyskusji.