Twórca "Eleny" Andriej Zwiagincew trochę zbyt pospiesznie został pasowany na następcę Andrieja Tarkowskiego. Efektem wielkich oczekiwań widzów i krytyków rozbudzonych debiutanckim "Powrotem" (2003) był falstart w postaci pretensjonalnego "Wygnania" (2007). Zwiagincew odczekał kilka lat, ochłonął, zmienił barokowo-metafizyczny styl na dużo bardziej oszczędny. Skromna "Elena" to udany come back.
Tym razem rosyjski reżyser niemal zrezygnował z nawiązań biblijnych i malarskich, uniknął także pułapki przesadnego narracyjnego skomplikowania "Wygnania". "Elena" jest w zasadzie filmem zgrzebnym i ascetycznym. W warstwie fabularnej ociera się o banał, ale formalny rygoryzm i świetne aktorstwo podnoszą tę historię o kilka stopni wyżej.
To film do skupionego celebrowania. Akcja, ciąg przyczynowo-skutkowy, ustępują miejsca nastrojowi. Jednak wbrew pozorom, nic nie jest tutaj chaotyczne, artystowsko roztrzepane czy alogiczne. Przeciwnie, gdyby rozpisać "Elenę" scena po scenie, otrzymalibyśmy niemal matematyczny wzór, w którym punkt "a" rymuje się z kolejnymi logotypami filmowego alfabetu. Abstrahując nawet od fabuły, trzeba docenić warsztatowe mistrzostwo reżysera. Oglądając film, warto zwrócić uwagę na rytm albo korespondujące ze sobą sceny i motywy (dwa mieszkania, dwa światy), mistrzowsko wykorzystaną funkcję dźwięku czy oświetlenia. Sama historia jest jednak stereotypowa.
Upraszczając, chodzi o kolejny odcinek sagi pod tytułem "chciwość". Tytułowa bohaterka, fantastycznie grana przez Nadieżdę Markinę, to stateczna pani w średnim wieku. Los zdecydował, że znalazła się w kręgu rosyjskich nuworyszy. Jej drugi mąż jest eleganckim siwym panem, biznesmenem. Mieszkają bogato, estetycznie, elegancko. Ale Elena, była pielęgniarka, zapuściła korzenie w cudzym świecie. W luksusowych przestrzeniach czuje się przybyszem z innej planety. Zaakceptowała konwenans, ale na własnych warunkach. Nie kocha męża, kocha być bogata. W pustym, sterylnym domu nie mieszka zresztą żadne wielkie uczucie. Chodzi o przyzwyczajenie. Elena nie jest karykaturą kobiety z nizin społecznych, której trafił się awans. To mało sympatyczna poczciwina: sprząta, przygotowuje śniadanie, czasami idzie z mężem do łóżka. On wraca, ściąga koszulę, włącza telewizor. Zażywa viagrę. I tak samo. Dzień po dniu.
Starszy pan często myśli o córce z poprzedniego małżeństwa. Bardzo ją kocha, ale ich kontakt prawie się urwał. Z kolei jedyną troską Eleny jest zapewnienie bytu zapitemu synalkowi i jego rodzinie. Chodzi o atawistyczną, macierzyńską więź. Rodzina Eleny mieszka w gorszej dzielnicy, w obskurnym blokowisku. Naderwane linoleum, cerata na stole, czaj w kubku, chipsy i nuda. Narracyjną przewrotką jest nieoczekiwana choroba męża Eleny, jego rekonwalescencja oraz pomysł na niekorzystny dla bohaterki zapis w testamencie. W tym momencie tama bezradnej apatii pęka. Elena zaczyna działać.
Andriej Zwiagincew zestawia obok siebie dwa przeciwstawne światy – sterylny, geometryczny apartament Eleny oraz usytuowane na przedmieściach Moskwy brudne legowisko jej syna – po to, żeby opowiedzieć o wspólnym losie homo sovieticusa. Elena jest w tym aspekcie przypadkiem symptomatycznym. To postać, z którą trudno się identyfikować, ale grzeszne wybory bohaterki są w pewnym stopniu zrozumiałe, łatwo je usprawiedliwić. Ludzie wychowani w komunizmie (socjalizmie) byli nastawieni na przetrwanie. Zdobywanie kolejnych dóbr materialnych rzadko było celem samym w sobie. Rzeczywistość rynkowa definitywnie zmieniła mentalny pejzaż. Nawet najbiedniejsi za wszelką cenę próbują się nachapać, wzbogacić, zarobić. Desperacja Eleny, usprawiedliwiana miłością macierzyńską, jest przecież zawziętością skrzywdzonych i poniżonych, którzy czują, że nadszedł w końcu czas, żeby oni także mogli krzywdzić i poniżać. – Najlepszą metodą na bezsensowność życia jest opanowanie reguł gry – pisał Camus. W momencie, kiedy Elena zdobyła się na przekroczenie reguł, na wcześniejszy bezsens nałożył się kolejny. Grzech w niczym jej nie zaszkodził, ale także niespecjalnie pomógł. Nic się nie zmienia.
ELENA | Rosja 2011 | reżyseria: Andriej Zwiagincew | dystrybucja: Against Gravity | czas: 109 min