Przed obejrzeniem "Le quattro volte" warto wziąć na poważnie swoiste ostrzeżenie reżysera, które wygłaszał przed premierą: "Widz tego filmu musi zdobyć się na wysiłek. Powinien stać się w pewnym sensie operatorem lub montażystą składającym sceny w całość".
Michelangelo Frammartino rezygnuje z klasycznej dramaturgii i podstawowych wyznaczników kina: dobrze opisanego głównego bohatera, z którym widz może się utożsamiać dzięki temu, co mówi albo co o nim wiadomo. Reżyser stawia na minimalizm. Rezygnuje nawet z muzyki.
W zamian daje egzystencjalną podróż do miejsca, gdzie czas jakby się zatrzymał. W małym miasteczku w Kalabrii na południu Włoch rytm życia wiekowego mężczyzny wyznacza codzienne wypasanie kóz, roznoszenie mleka i zażywanie przed snem tajemniczej mikstury na trapiący go kaszel. Ambicją twórcy nie było jednak stworzenie etnograficznego dokumentu, lecz filozoficznej przypowieści.
Tytuł nawiązuje do koncepcji Pitagorasa o transmigracji duszy przechodzącej przez cztery fazy – od człowieka przez zwierzę, roślinę aż po minerał. Kurz z kościelnej nawy pełniący rolę lekarstwa dla chorego pasterza zostaje w finale dopełniony przez dym z komina w domu, gdzie pali się węglem drzewnym. Koło żywota zamyka się w myśl chrześcijańskiej maksymy: "Z prochu powstałeś – w proch się obrócisz".
"Le quattro volte" wymyka się jednak z ram łatwego oczytania. Nie jest tylko wyznaniem wiary włoskiego filmowca, który ze zręcznością równą azjatyckim mistrzom kina kontemplacyjnego przeprowadza widza przez odwieczny cykl życia, wyznaczany przez zmieniające się pory roku, symbiozę z naturą i tradycyjną obrzędowość. Śledzimy monotonne zajęcia pasterza. Kiedy znika z pola widzenia, kozy, które przez przypadek opuściły swoją zagrodę, pojawiają się w domu swojego właściciela. Jego pogrzeb zostaje skonfrontowany z narodzinami koźlątka przez chwilę pełniącego rolę głównego bohatera. Zwierzę zagubione w lesie znajduje spoczynek pod dorodnym drzewem wkrótce ściętym, by stać się elementem masztu, a ostatecznie zamienić się w węgiel drzewny.
Kontemplacja szumu drzew, kropli deszczu, spadających z liści, much obsiadających pyski kóz czy palonego drewna, które wygląda w ogniu jak ludzkie kości, zostaje sprowadzona do symbolicznego wymiaru. Wszystko zgodnie z zasadą: "Nie wyrażaj małej rzeczy w wielu słowach, lecz rzecz wielką w niewielu".
"Le quattro volte" to przykład artystycznej bezkompromisowości, w której widz może się rozsmakować lub ją odrzucić. Operująca niedopowiedzeniami, prawie buddyjska medytacja we włoskiej scenerii wymaga od widza pokory.
LE QUATTRO VOLTE | Niemcy, Szwajcaria, Włochy 2010 I reżyseria: Michelangelo Frammartino I dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty | czas: 88 min