Sam Stallone wcielił się w rolę dowódcy grupy najemników walczących z południowoamerykańskim dyktatorem i skorumpowanym agentem CIA (bardzo dobry Eric Roberts). Co prawda między kolejnymi demolkami panowie dyskutują o moralności i cierpią z powodu zawodów miłosnych – robią to zazwyczaj w salonie miłośnika harleyów i tatuaży Toola (Rourke). Przede wszystkim jednak skupiają się na likwidowaniu wrogów, za co dostają pieniądze. Sytuacja zmienia się, kiedy Stallone poznaje córkę dyktatora walczącą o wolność swego kraju. Wtedy niezniszczalni postanawiają pomóc jej bezinteresownie.
Fabuła to pretekst do spotkania dojrzałych mięśniaków, wymiany ciosów i żartów. Nie biją się tu tylko Rourke (ale opowiada historie o życiu najemników), Willis oraz wypowiadający dwa zdania Arnold Schwarzenegger. Za to Statham rzuca nożami, Jet Li kopie, a Sylvester używa pięści albo tego, co mu wpadnie w ręce. Nie wiadomo, dlaczego nosi durny czarny berecik.
Oddech między scenami demolki dają zabawne dialogi. Chociaż z tego, co mówią Stallone, Rourke czy Lundgren niewiele można zrozumieć. Na szczęście pomagają napisy.
Całość to solidnie zrealizowany film akcji, który przypomina produkcje, jakie królowały u nas w wypożyczalniach wideo na początku lat 90. Żeby jeszcze wzmóc klimat tamtych lat, warto obejrzeć film z lektorem – to głos, który czytał przed laty filmy Stallone’a i Schwarzeneggera. Wypada tylko żałować, że nie udało się zatrudnić do filmu Stevena Seagala.
NIEZNISZCZALNI | USA 2010 | reżyseria: Sylvester Stallone | dystrybucja: Monolith