Problemy meksykańskich emigrantów w USA, zemsta byłego agenta na zabójcach jego rodziny, walka z nacjonalizmem – o tym też opowiada najnowszy film twórcy "Desperado" Roberta Rodrigueza. Ale jego głównym bohaterem jest Maczeta. Narzędzie, od którego przybrał swoje miano, służy mu do wymierzania sprawiedliwości. Scenariusz, mimo że odnosi się do aktualnych problemów na granicy Meksyk – USA, zasadniczo nie różni się od filmów klasy B z lat 80. z Lundgrenem, Seagalem i Schwarzeneggerem. W skrócie: zabijają jego rodzinę, a on się mści. Chodzi o to, jak się mści.
Maczeta jest przedłużeniem ręki Trejo, który przecinając wrogów, rusza się jak na parkiecie meksykańskiego "Tańca z gwiazdami". A że zalewa przy tym ulice hektolitrami krwi, no cóż – krew i latynoskie kobiety to przecież miłości Rodrigueza. Danny mało przy tym mówi, ale jak już coś powie, to tak, że pozostaje się do niego przytulić (co robią Jessica Alba, Michelle Rodriguez i Lindsay Lohan) albo go zabić, co dla odmiany chcą zrobić postacie grane przez aktorów wyciągniętych przez Rodrigueza z kinowego niebytu – Don Johnson i Steven Seagal.



Pierwszy, który w "Maczecie" gra strażnika granicznego, od lat nie gościł na dużym ekranie. Tu wreszcie pokazuje, że potrafi być nie tylko słodkim "Policjantem z Miami", ale też bezwzględnym skurczybykiem. Nie mniej groźny jest działający po drugiej stronie prawa Steven Seagal. Podobnie jak Don Johnson Steven też powrócił „Maczetą" na wielki ekran. To właśnie oni – pełni autoironii i ekranowego luzu – obok znakomitego Trejo, jego przyjaciela księdza strzelającego z dwóch strzelb naraz (gra go Cheech Marin, barman z "Desperado"), i Roberta De Niro w roli senatora są najjaśniejszymi punktami "Maczety".
Reklama
MACZETA | reżyseria: Robert Rodriguez, Ethan Maniquis | obsada: Danny Trejo, Jessica Alba, Jeff Fahey, Steven Seagal | dystrybucja: Kino Świat | czas: 105 min