"Awantura"

Początkowo zapowiada się na farsę inspirowaną "Zmianą pasa" Michella i "Upadkiem" Schumachera. Na jedną z tych jednowymiarowych komedii o efekcie kuli śnieżnej, jak ostatnio choćby "Człowiek kontra pszczoła" tego samego Netflixa, z Rowanem Atkinsonem w roli nieudacznika coraz to bardziej wyprowadzanego z równowagi.

Reklama

Jednak logo kultowego studia A24 pojawia się nie od parady i serial Lee Sung Jina stopniowo odsłania kolejne warstwy. A wraz z nimi zaskakująco przenikliwe rozważania o ludzkiej naturze. Wybiegają one daleko poza banalny punkt wyjścia, powstały na bazie osobistych przeżyć showrunnera. Ale nawet gdyby Lee nie spotkał na swej drodze agresywnego kierowcy białego SUV-a, podobnych motywów codziennie dostarcza życie. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto za kółkiem nigdy nie strąbił albo nie został strąbiony. Kto bodaj przez ułamek sekundy w myślach nie chciał, nomen omen, "dojechać" pirata drogowego.

Tyle że mało kto przechodzi od teorii do praktyki. Tak jak Danny Cho (Steven Yeun), majster-klepka sfrustrowany nieudanym zwrotem towaru w markecie budowlanym. To jedna z tych sytuacji, gdy wystarczy iskra - i ona oczywiście się pojawia, pod postacią aroganckiej bizneswoman Amy Lau (Ali Wong) za kierownicą luksusowego SUV-a, w którego Danny omal nie uderza z rozpędu, trochę za szybko wyjeżdżając z parkingu swoim pikapem. Potem mamy irytujący dźwięk klaksonu, środkowy palec, stek wyzwisk i chaotyczny pościg przedmieściami Los Angeles. Zderzenia samochodów o włos udaje się uniknąć, zderzenia klas - już nie.

I tak drobny incydent powoli przeradza się w otwartą wojnę - od negatywnych recenzji w internetowym agregatorze opinii o firmach po niekontrolowaną przemoc. Z odcinka na odcinek wydaje się, że konflikt osiągnął szczyt, po czym niespodziewanie następuje kolejna eskalacja.

Co ciekawe, mistrzowsko skonstruowana fabuła nie przewiduje oczywistego złoczyńcy. Empatia widza co rusz przenosi się z jednej postaci na drugą, niekiedy w obrębie jednej sceny, bądź to popychającej intrygę do przodu, bądź to ujawniającej rewelacje z przeszłości ambitnych, ale i małostkowych, egocentrycznych, słowem: bardzo ludzkich bohaterów. Ci są pochodzenia koreańskiego, wietnamskiego i japońskiego, i choć serial nie koncentruje się na temacie rasy per se, stawiając na uniwersalny komentarz społeczny, to jednak błyskotliwie oddaje specyfikę doświadczeń azjoamerykańskich - zarówno wewnętrzne animozje, jak i stosunek do białych, osób starszych, samotnych, wykluczonych lub odwrotnie: uprzywilejowanych.

Reklama

Niemniej nie byłoby to wszystko tak wciągające, gdyby nie bezbłędny casting. Potencjał dramatyczny Stevena Yeuna nie będzie zaskoczeniem dla nikogo, kto widział "Płomienie", "Minari" czy "Nie!". Ale już skala talentu aktorskiego Ali Wong, dotąd najbardziej znanej ze stand-upów Netflixa, jest prawdziwym odkryciem. Podobnie błyszczy praktycznie cały drugi plan, ze szczególnym wskazaniem na Young Mazino w roli beztroskiego brata Danny'ego, Paula, oraz Davida Choe jako ich szalonego kuzyna.

Co jednak najistotniejsze, na przestrzeni dziesięciu półgodzinnych odcinków serial jak w soczewce skupia rozmaite lęki współczesności, od bezrobocia do pracoholizmu, od uzależnienia od porno po zdrady, od starego "dobrego" hazardu po inwestowanie w kryptowaluty. Wszak powodów frustracji i depresji może być multum, niezależnie od naszego statusu ekonomicznego czy społecznego.

"Czemu tak trudno jest być szczęśliwym?", pada w pewnym momencie z ekranu - i żadna kwestia lepiej nie odda istoty "Awantury".

Gdzie zobaczyć: Netflix