"Nasz kandydat"

Komik Jean-Pascal Zadi zarzeka się, że przed przystąpieniem do prac nad serialem dla Netfliksa nie znał "Sługi narodu". I można mu wierzyć, jako że "Nasz kandydat" to logiczne następstwo satyrycznego mockumentu "Po prostu czarny" sprzed trzech lat, za który Zadi otrzymał Cezara.

Reklama

Niemniej punkt wyjścia w obu serialach jest identyczny: internetowy viral z krytyką władzy przez zwykłego człowieka inicjuje kampanię prezydencką. Co więcej, w obu przypadkach bohaterem jest idealistyczny społecznik - Wołodymyr Zełenski grał skromnego nauczyciela historii, natomiast Zadi wciela się w Stéphane'a Blé, pracownika socjalnego od trudnej młodzieży.

Sześcioodcinkowy "Nasz kandydat" zaczyna się od sceny, która wróci dopiero w połowie sezonu: oto umiarkowany socjalista Blé przechodzi do drugiej tury wyborów wraz z kontrkandydatką ze skrajnej lewicy. Fabuła od progu zatem zostaje ukierunkowana na fantazyjny finał, w którym dojdzie do bezprecedensowego wydarzenia w historii Republiki, niezależnie czy urząd prezydenta obejmie czarny mężczyzna, czy kobieta.

Zanim jednak to się rozstrzygnie, przez większość czasu będzie obserwować kulisy kampanii, której centralny punkt stanowi rywalizacja Blé z oślizgłym liberalnym merem Érikiem Andréï (Benoît Poelvoorde), sabotowana przez szemranego szefa sztabu naszego protagonisty (Eric Judor). W tle rozwija się kilka wątków obyczajowych, na czele ze staraniem się żony Stéphane'a, Marion (Fadily Camara), o zapłodnienie in vitro.

Świetnie, że Zadi w swojej satyrze politycznej nie oszczędza nikogo - od faszyzującej prawicy, pragnącej oczywiście wyrzucić z kraju wszystkich imigrantów, po lesbijskie ekofeministki z ich postulatami bezbrzeżnej inkluzywności i niebinarnego języka. Balansowanie na granicy dobrego smaku ma jednak swoją cenę - humor jest nierówny, a ograne żarty oscylujące wokół rozmaitych wydzielin pojawiają się równie często, co kapitalny humor sytuacyjny, podawany z doskonałym timingiem.

Reklama

Są więc i trawestacje Frantza Fanona, i dość przewidywalna beka ze stereotypów o chłopakach z sąsiedztwa. Nieodzowne porównania do Obamy i Mandeli zostają zgrabnie wpisane we francuski kontekst ("Rozegrałeś to jak Mandela. Świetnie. On siedział 27 lat, ty półtorej godziny. Ale już jesteś więźniem politycznym"). I podobnie jak w "Po prostu czarnym", dialogi nierzadko sprawiają wrażenie improwizowanych, co nawet przy mniej udanych frazach jeszcze przydaje dynamiki i tak już dość wartkim, niespełna półgodzinnym odcinkom.

Tak że choć na razie nie zanosi się, by jak w przypadku Ukrainy francuska rzeczywistość dogoniła fikcję, a serial sam w sobie pozostawia pewien niedosyt, niepowtarzalna vis comica Zadi'ego sprawia, że seans trudno uznać za stracony.

Gdzie zobaczyć: Netflix