Trzy dni po inwazji Rosji na Ukrainę kupił vana i jako wolontariusz zaangażował się w pomoc ukraińskim uchodźcom. Początkowo przewoził ich z granicy. Po tygodniu przejechał na drugą stronę, by zabierać ludzi z najbardziej zagrożonych regionów. Zapisem tej akcji jest przejmujący dokument "Skąd dokąd", w którym Maciek Hamela splótł doświadczenia kilkuset pasażerów w różnym wieku, różnych płci, poglądów, wierzeń i pochodzenia. Wszystkie te osoby łączy potrzeba znalezienia schronienia, w którym będą mogły żyć – z dala od najbliższych, którzy nie chcą opuszczać kraju lub razem z tymi, którzy są na to gotowi. Często także razem z ukochanymi czworonogami. "Byłem jednym z wielu, którzy zaangażowali się w pomoc Ukraińcom. To było pospolite ruszenie, z którego znamy siebie z historii. Myślę, że to był u nas właśnie taki moment, który spowodował, że tysiące ludzi wybrało się na granicę, by zabierać znajdujących się tam uchodźców do swoich domów, na dworce i na lotniska. Tak się złożyło, że szybko zorientowałem się, że potrzeba jest jeszcze większa po drugiej stronie i już po tygodniu woziłem ludzi po Ukrainie. Pomogła w tym moja znajomość języka rosyjskiego, a także to, że mam dużo przyjaciół w Ukrainie. Prosili mnie, żebym zabrał ich rodziny" – wspomniał Hamela w rozmowie z PAP.

Reklama

Akcja - dokument

Pomysł, by jego akcja przerodziła się w dokument, pojawił się po trzech tygodniach przeprowadzania ewakuacji. Niektóre z nich miały bardzo długie trasy, a reżyser zaczął już odczuwać fizyczne zmęczenie. Postanowił poprosić swojego przyjaciela, operatora Wawrzyńca Skoczylasa, by mu towarzyszył i pomagał kierować nocami. Do grona wymieniających się w trakcie podróży operatorów dołączyli też Yura Dunay i Marcin Sierakowski, a także Piotr Grawender, który później został producentem filmu razem z Maćkiem Hamelą. Stworzyli dobrze rozumiejący się zespół, dzięki czemu przemierzający zniszczone, ukraińskie miasta van stał się dla Ukraińców azylem, przestrzenią do rozmów, zwierzeń i wspomnień. "Miałem kontakt telefoniczny właściwie do każdej osoby, którą wiozłem. Dzwoniłem do nich, uprzedzając, że na pokładzie będzie kamera, żeby mogli wyrazić sprzeciw. Nikogo nie stawialiśmy w sytuacji, że udział w filmie jest obowiązkowy. Ale nawet ci, którzy mówili, że przed kamerą na pewno nic nie powiedzą, sami zaczynali opowiadać. Bardzo szybko zrozumiałem, że mają taką wewnętrzną potrzebę, by nie tylko podzielić się ze mną swoim doświadczeniem, ale też przekazać je światu. Dla wielu z nich byłem pierwszym obcokrajowcem, którego widzieli od miesięcy. Chcieli opowiedzieć mi, co naprawdę ich spotkało. To była bardzo silna i ważna potrzeba także w kontekście zmasowanej propagandy rosyjskiej i kampanii dezinformacyjnej, która miała miejsce w pierwszych miesiącach wojny" – zwrócił uwagę twórca.

Reżyser ewakuował łącznie blisko 400 osób. Miewał chwile zwątpienia. Po raz pierwszy - w Korczowej, gdzie zobaczył tłum ludzi potrzebujących pomocy. Van, którym dysponował, miał wtedy sześć miejsc. Pomyślał, że to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Następnym razem wynajął cały autokar. Z pasażerami na pokładzie przemierzył dziesiątki tysięcy kilometrów. Również selekcja materiałów do filmu była bardzo długim procesem. Przeszedł przez niego wspólnie z Piotrem Ogińskim, Tatianą Chistovą i Dimą Malihinem. "Mieliśmy mały zespół, który zaczął pracę równolegle do zdjęć. Proces był długi, ponieważ mieliśmy dużo bardzo różnych historii. Staraliśmy się wybrać takie, z których każda byłaby na swój sposób unikalna, reprezentowała pewien wycinek traum i doświadczeń, które spotkały moich pasażerów. Szukaliśmy też takich historii, z którymi widzowie na całym świecie – nie tylko w Europie – z łatwością się utożsamią" – wyjaśnił.

Reklama

Kontakt utrzymany

Hamela do dziś otrzymuje wiadomości od ludzi, których ewakuował po wybuchu wojny, choć – jak przyznaje – stały kontakt utrzymuje jedynie z garstką osób. Jedną z nich jest Anna Prokopova, która dowiedziała się o akcji Hameli od wolontariuszy z Umania i już od pierwszej rozmowy telefonicznej wiedziała, że może mu w pełni zaufać. Pytana, jak obecnie wygląda jej życie, kobieta odpowiada, że jest "rozdarta między dwoma krajami", ale żyje jej się "zdecydowanie lepiej niż wcześniej". "Mogę spokojnie spać, nie słysząc wybuchów. Bardzo się cieszę, że moje dzieci i wnuki mogą dorastać w takich warunkach. Wspomniałam, że jestem rozdarta między dwoma krajami, ponieważ w Ukrainie znajdują się w tej chwili moje trzy córki. Dwie z nich zaraz przyjeżdżają do Polski. Jednak jeżdżę do Ukrainy przede wszystkim dlatego, że dwóch moich zięciów znajduje się w niewoli, a my cały czas staramy się o ich uwolnienie. Mam nadzieję, że to wreszcie nastąpi. Wtedy będziemy mogli spokojnie wrócić, żyć i wspólnie rozwijać swój kraj" – podkreśliła.

Polska premiera "Skąd dokąd" odbyła się w ub. tygodniu w ramach trwającego w Warszawie festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Projekcji towarzyszył wyjątkowy koncert "Zvidky/Kudy - myśli zatrzymane" na Placu Defilad, podczas którego wystąpili Lutosławski Quartet, djLenar i Chór Artystów Ukraińskich. Kolejny pokaz – w stołecznym kinie Atlantic – odbędzie się w sobotę. A w czwartek i w niedzielę dokument zostanie zaprezentowany na 76. festiwalu w Cannes w sekcji ACID (Association du Cinéma Indépendant pour sa Diffusion). "Emocjami jestem jeszcze na Millennium Docs Against Gravity. Tutaj po premierze mieliśmy piękny koncert. Czternastoosobowy chór ukraiński śpiewał pieśń +Skrzydła+ skomponowaną przez Antka Komasę-Łazarkiewicza do słów wiersza Liny Kostenko. To był bardzo wzruszający moment. Zbieraliśmy pieniądze na dalsze akcje ewakuacyjne z Zaporoża. Staram się nie myśleć o tym, co będzie w Cannes, ale na pewno jest to duża odpowiedzialność. Będziemy starać się przypominać światu, że wojna ciągle się toczy" – podsumował Hamela.