Jak wyglądała praca z Larsem von Trierem?

Charlotte Gainsbourg: Najbardziej zaskakujące było dla mnie to, że nigdy nie chciał przedyskutować scenariusza ani postaci. Wszystko musiałam zrobić sama, zanim zaczęły się zdjęcia. Nigdy też nie spotkałam reżysera, który kręciłby tak długie ujęcia. Niekiedy jedno trwało kilkanaście minut. Graliśmy więc niczym w teatrze, z tą różnicą, że reżyser poza „OK, to kręcimy” nic nam nie mówił. Trzeba było skakać na główkę, nie wiedząc, gdzie jest dno. Pierwszy raz grałam, nie mając żadnego punktu zaczepienia i żadnych ograniczeń jednocześnie. Czasem prosił, by tę samą scenę zagrać w napadzie histerii, a potem z błogim uśmiechem. U niego na planie aktor odbija się od ściany do ściany. To bardzo ekstremalne zajęcie i bardzo dezorientujące. Pod koniec dnia przychodził do mnie często i mówił: „Nie przejmuj się, że czujesz się fatalnie, to na moim planie normalne. Tak właśnie pracuję”. Przy nim nie można liczyć na to, że człowiek będzie z siebie zadowolony. Z drugiej strony nie czułam, że rzuci mnie widzom i krytykom na pożarcie. Miała zagrać jego ból i cały czas trzymał się blisko, dając mi do zrozumienia, że stuprocentowo mnie w tym wspiera. On jest tak wrażliwy i ujmujący, że masz ochotę zrobić dla niego wszystko.

Reklama

Lars von Trier dla DZIENNIKA: ">Antychryst< zrodził się z depresji" >>>

Nicole Kidman po pracy z von Trierem przy „Dogville” żaliła się, że jest podły dla kobiet. Pani wydaje się mieć inne wrażenie.

Myślę, że najbardziej podły Lars jest dla siebie samego. Raczej powiedziałabym, że ma wrażliwość kobiety. Mnie potraktował zupełnie dobrze. Szarpiące nerwy sceny odłożył na moment, kiedy byliśmy już z Willemem Dafoe zżyci i stać nas było na dużo.

Reklama

Willem Dafoe dla DZIENNIKA: "Moja część intymna jest piękniejsza" >>>

Pani rodzice – Serge Gainsbourg i Jane Birkin – lubili opowiadać o swojej relacji w filmach, piosenkach, wywiadach. Dwa lata temu pani matka nakręciła film „Boxes” – bardzo intymną historię rodziny. Pani nie kusi opowiedzenie swojego życia?

Reklama

Myślę o tym czasem. Rozmawiam o tym czasem z Yvanem Attalem, moim życiowym partnerem, który jest aktorem i reżyserem. Moja matka znajduje dużą przyjemność w pisaniu o sobie. Ja też mam ochotę pisać i wiem, że umiem pisać tylko bardzo osobiste rzeczy. Kiedyś je pewnie opublikuję, ale teraz nie jestem gotowa się nimi podzielić, bo wydają mi się zbyt oczywiste. Całe moje życie ludzie się mną interesowali, patrzyli na mnie, mam wrażenie, że nie mam nic do dodania do tego, co już wiedzą.

Patrząc na panią, ma się jednak wrażenie, ze wiele pani ukrywa. W Cannes, gdzie wszystkie aktorki brylują w drogich sukniach z hollywoodzkim uśmiechem, pani przemyka w skórzanej kurtce i dżinsach.

To nie kwestia mojego podejścia do świata w ogóle, ale tego filmu. Boję się, że to było jedyne tak silne przeżycie w mojej karierze, które już nigdy się nie powtórzy. Obawiam się, że ludzie nie zrozumieją „Antychrysta”. Jestem kłębkiem nerwów i nie potrafię się skupić na niczym poza sobą samą.

Żałuje pani tego, że podjęła się pani tak wykańczającego wyzwania?

Kto inny miał podnieść rękawicę jak nie dziewczyna, której rodzice zaszokowali świat, śpiewając „Je t’aime, moi non plus”. Moja matka bardzo pomogła mi w pracy nad „Antychrystem”. Była gotowa odpowiadać na moje SMS-y o każdej porze. A ja w tych kilkuset znakach, jakie można wystukać na komórce, próbowałam jej opisać cały swój dzień i w wyjaśnić, jak się czuję.

Filmy, w któych grała Charlotte, znajdziesz w sklepie LITERIA.pl >