Jeśli kogoś odstrasza hasło "komedia romantyczna" – bez obaw, skoro gra tam Gosling, to rzecz na pewno jest warta uwagi. Zwłaszcza że za "Kocha, lubi, szanuje" odpowiada utalentowany reżyserski duet Glenn Ficarra i John Requa, który dał się poznać od jak najlepszej strony filmem "I love you Phillip Morris". Gosling wciela się tu w notorycznego kobieciarza i podrywacza, który bierze pod swoje skrzydła przykładnego męża i ojca (Steve Carell) próbującego odnaleźć się w świecie randek i podrywu, po tym jak niespodziewanie zakończyło się jego wieloletnie małżeństwo.
Zapytany, dlaczego przyjął tak nietypową dla siebie rolę, Gosling odrzekł: "Po skończeniu prac nad »Blue Valentine« byłem tak wyczerpany, że musiałem pójść do lekarza. Doktor wypisał mi receptę, która brzmiała: »Zagraj w komedii«. Tak też uczyniłem" – żartował aktor. Jednak łatwo uwierzyć, że po trudnej, sięgającej do głębokich pokładów emocji psychodramie, w której partnerował Michelle Williams (oboje zostali za swoje kreacje nominowani do Złotych Globów) zapragnął nieco lżejszego repertuaru. Choć role, za które szczególnie go cenimy, zazwyczaj nie należą do najlżejszych: neonazisty w "Fanatyku", młodocianego mordercy w "Odmiennych stanach moralności", uzależnionego od narkotyków nauczyciela w "Szkolnym chwycie" czy ambitnego prawnika w śmiertelnym pojedynku z genialnym zabójcą w "Słabym punkcie".
Skomplikowane, niejednoznaczne moralnie, często wewnętrznie skonfliktowane postaci – jak żyd nazista w "Fanatyku" – to jego specjalność, choć karierę rozpoczynał w zgoła innym repertuarze. Jako 12-latek wygrał casting do disnejowskiego programu "Klub Myszki Miki", w którym występował u boku rozmaitych późniejszych sław: Christiny Aguilery, Britney Spears czy Justina Timberlake’a. Do dziś została mu pasja muzyczna – w 2009 roku wyszła debiutancka płyta jego indierockowej kapeli Dead Man’s Bones.
Kariera 31-letniego Kanadyjczyka dopiero nabiera prawdziwego rozpędu, choć ma na koncie kilka niedających się pominąć osiągnięć – jak chociażby to, że w 2006 roku otrzymał swoją pierwszą nominację oscarową za główną rolę w "Szkolnym chwycie", jako najmłodszy (miał wówczas 27 lat) aktor w historii nagród Akademii. To, że statuetka przypadnie mu w niedalekiej przyszłości, jest niemal pewne: Gosling jest ulubieńcem krytyków i branży. Za swoje występy w 14 jak dotąd filmach zgromadził łącznie ponad 40 nominacji do rozmaitych nagród i wyróżnień, zaś "New York Magazine" określił go niedawno mianem nowego typu amanta – nie tylko ładnego, lecz także bystrego.
Z pewnością oprócz znakomitej prezencji i talentu ma jeszcze jedną cechę bardzo przydatną w karierze filmowej: kocha aktorstwo tak bardzo, że dla dobrej roli gotów jest zrezygnować z dużej gaży i wziąć udział w niskobudżetowym, ambitnym projekcie. Wybiera bardzo różnorodny repertuar, za każdym razem bezbłędnie odnajdując się w roli, bez względu na to, czy będzie to obliczony na szeroką publiczność kiczowaty melodramat "Pamiętnik", czy "Miłość Larsa" – wysublimowana niezależna komedyjka o nieśmiałym odludku, który zakochuje się w... lalce z sex-shopu. W nagrodzonym Złotą Palmą za reżyserię "Drive" Nicolasa Refna po raz pierwszy zagrał w filmie akcji, wcielając się w filmowego kaskadera, speca od samochodowych wyścigów, który nocami najmuje się jako kierowca dla potrzebujących szybkiego transportu bandziorów. Zaś w pokazywanych premierowo w Wenecji "Idach marcowych", politycznym thrillerze w reżyserii George’a Clooneya, zagrał młodego, pełnego ideałów aktywistę, który dostaje lekcję realnej polityki, pracując w ekipie jednego z kandydatów na prezydenta.
Oba tegoroczne tytuły – "Drive" oraz "Idy marcowe" – zyskały bardzo przychylne opinie krytyki. Należy się więc spodziewać, że kreacje Goslinga nie przejdą niezauważone w nadchodzącym sezonie branżowych nagród: Oscarów, Złotych Globów i dziesiątek innych przyzwanych przez liczne amerykańskie cechy i stowarzyszenia aktorów, pisarzy, dziennikarzy.