Kolekcjonujesz pamiątki po Marlenie Dietrich. Ciekawi mnie, co stanowi dla ciebie większą inspirację – jej filmy czy silna osobowość aktorki?
Rose McGowan: Zbieranie gadżetów i pamiątek po gwiazdach to moja pasja. Mam sporą kolekcję, nie tylko po Marlenie. Wśród moich ulubionych aktorek i aktorów są Ava Gardner, Gene’a Tierney, Robert Mitchum, Cary Grant, Gregory Peck. Gdybym jednak miała wskazać osobę, która jest dla mnie źródłem największej inspiracji, wymieniłabym Barbarę Stanwyck – ją cenię najbardziej. Odpowiadając na pytanie – twórcy kina o silnych, wyrazistych osobowościach to moi najwięksi idole, ich charaktery, życiorysy mobilizują do działania, do pracy. Dają mi to niezbędne paliwo i energię potrzebne w najcięższych chwilach, sprawiają, że się nie poddaję.
No właśnie, nie zawsze jest łatwo. Pracujesz z wybitnymi reżyserami, którzy znani są z trudnych, wymagających charakterów – Gregg Araki, Wes Craven, Brian de Palma, Quentin Tarantino, Robert Rodriguez...
Faktycznie! Przyznam się, że dopiero teraz, kiedy wymieniłaś i zestawiłaś ich nazwiska razem, poczułam wagę całej sprawy. Choć zabrzmi to nieskromnie, jestem pod wrażeniem własnych dokonań.
Reklama
A co decyduje, że angażujesz się w dany projekt? Sława reżysera, scenariusz, proponowana ci rola?
Nie sposób tego rozdzielić. Zarówno wizja oraz dorobek reżysera, rola, jak i sama historia są dla mnie równie ważne. Nie wartościuję niczego, wszystkie elementy muszą grać, bo one składają się na całość, na efekt końcowy.



Twoje role są zróżnicowane – łączysz kino z pracą dla telewizji, jednocześnie znana jesteś z poparcia dla amerykańskiego filmu niezależnego. Spory wachlarz...
Uwielbiam kino rozrywkowe, filmy głównego nurtu, przy których można zjeść kukurydzę i dobrze się bawić. Nie widzę niczego niewłaściwego w tego typu produkcjach. Jednocześnie nie odmawiam brania udziału w filmach ambitniejszych, bardzo cenię niezależnych twórców kina, którzy mają odwagę pokazywać swoją wizję. Nie rozumiem, dlaczego miałabym rezygnować z któregoś z tych wariantów... Jeśli tylko scenariusz wydaje mi się odpowiedni – a świeże, interesujące, ambitne historie zdarzają się dziś zarówno w niezależnym kinie, jak i w mainstreamie – nie widzę przeszkód, by przyjąć rolę. Gaża nie ma znaczenia. Po prostu muszę czuć to, co robię, musi to być zgodne z moim temperamentem.
Gdy miałaś 15 lat, wywalczyłaś w sądzie odebranie praw rodzicielskich rodzicom. Do dziś słyniesz z butnego usposobienia, mówisz to, co myślisz, nie korzystasz z pomocy dublera nawet w trudnych scenach, łamiesz zasady i reguły. Łatwo jest być nieprzewidywalną i silną kobietą, a przy tym klasyczną pięknością?
Prawda jest taka, że odważna kobieta, która zazwyczaj wciela się w brawurowe, nietuzinkowe postaci, deprymuje większość ludzi – w szczególności prawie wszystkich mężczyzn – w filmowym środowisku. Jest to dość rozczarowujące. Myślę, że dlatego wybieram współpracę z reżyserami, których nazwiska wcześniej wymieniłaś, bo oni także mają silne, bezkompromisowe charaktery, nie boją się prowokacji i co ważne, nie boją się zatrudniać inteligentnych aktorek. Chciałabym, aby było więcej odważnych twórców. Wtedy moja praca, życie, wybory z pewnością stałyby się łatwiejsze.
Rose McGowan – amerykańska aktorka. Wystąpiła m.in. w filmach "Czarna Dalia", "Grindhouse" i "Krzyk".