Wzięty paryski malarz wycofuje się do rodzinnego domu w odległym miasteczku i drobnym ogłoszeniem poszukuje robotnika do zaniedbanego ogródka. Artystę gra najlepszy chyba francuski aktor Daniel Auteuil. Gdy zgłasza się kandydat, obaj niemłodzi mężczyźni rozpoznają się jako koledzy z podstawówki. Obaj mają interes, by odnowić dawne wspomnienia i przyjaźń. Gdy więc jeden pokazuje starą fotografię, zgadujemy, że drugi rozpromieni się, poznając osobę ze zdjęcia, bo tak się zwykle podobne sceny reżyseruje. Tymczasem nagabnięty, choć stara się, nie umie sfotografowanych osób rozpoznać.

To tylko jedna ze scen "Rozmowy z moim ogrodnikiem" Jeana Beckera, najlepszego filmu minionego festiwalu w Karlowych Warach. Przywołuję to nietypowe rozwiązanie, bo wydaje się charakterystyczne dla nowego francuskiego dramatu psychologicznego. Można by tak je określić: bierze się sytuację potoczną, znaną, a kiedy zgadujemy do czego ona prowadzi, nagle dzieje się coś odwrotnego, co przypomina, że prawdziwe życie nie lubi się układać w wygodne schematy. Bohaterowie tych filmów na ogół nie uczestniczą w nadzwyczajnych wydarzeniach. Ważne są ich charaktery, temperamenty, ideały życiowe, systemy wartości, a także przemiany, jakim ulegają pod wpływem faktów, nie zawsze od razu ujawniających swą doniosłość.

Reklama

Bohaterowie ci często wywodzą się ze środowisk artystycznych, podkreśla się jednak ich zwykłość i podobieństwo do widzów. Zwykle brakuje tu przestępców, gangsterów, a motorem akcji nie bywają gwałt i przemoc.

Na czym więc tu budować konflikt? Na walce dobrego z lepszym? A jednak nie tylko daje się to kino oglądać. Ono wciąga. "Mój najlepszy przyjaciel" Patrice’a Leconte’a analizuje uczucie tak powszechne jak przyjaźń. Znacie je? Znamy, znamy! Ale czy zastanawialiście się kiedyś, jak zostaje się przyjacielem? - pyta podchwytliwie reżyser. Przy narodzinach neorealizmu włoskiego scenarzysta Cesare Zavattini powiedział: "Kobieta kupuje parę butów. I to wystarczy do zrobienia filmu, jeśli wniknąć głęboko we wszystkie konteksty tego zdarzenia". Leconte w swoim filmie posłużył się w opowiadaniu wazą grecką z III wieku p.n.e., stworzoną "na łzy po utracie najlepszego przyjaciela".

Obaj wielcy klasycy tego gatunku, Eric Rohmer i Claude Sautet, jeszcze żyją i ciągle kręcą. Ostatni film Rohmera pokazywany w polskich kinach to "Opowieść jesienna", której jedynym tematem jest poszukiwanie przez przyjaciółki męża dla niemłodej właścicielki winnicy. Bohaterki mówią, nie żeby wyjawić o czym myślą, tylko żeby to ukryć, ale widz to "coś" musi bezbłędnie rozszyfrować. Z kolei Sautet po świetnym "Sercu jak lód" zrobił jeszcze bardziej perfekcyjny "Nelly i pan Annaud", oba filmy o miłości niespełnionej, o sublimacji, po którą kino (jakoby w trosce o widza) sięga nader rzadko.

Jeśli ktoś utalentowany chce wybić się w Hollywood, to zaczyna od sensacyjnego widowiska, a we Francji zazwyczaj kręci film autorski. Niedawno takim wydarzeniem była "Amelia" o bohaterce lubiącej czynić dobro. Więcej, odkrywającej w sobie taką potrzebę. Olśniewający triumf filmu na świecie wykazał, że podobny temat wcale nie zmusza do czułostkowości, ale można go podjąć z dowcipem i inteligencją. A widz oglądając historię Jean-Pierre’a Jeuneta cieszy się tak, jakby to on był obdarowany przez Amelię.

Innym odkryciem nowego talentu były "Gusta i guściki" Agnes Jaoui, mądry i dowcipny pastisz na obsesje inteligenckie i kołtuństwo nowobogackich biznesmenów. Złośliwa krytyka salonów sztuki, które zamiast pokazywać obrazy, "zakładają instalacje", służy przekonującej sugestii, że nikt nie jest naprawdę taki, jakim się wydaje. Ba, za jakiego się uważa.

Jednak najważniejszy ujawniony talent to Francois Ozon, którego najnowszy film "Angel" o autorce popularnych romansów właśnie wchodzi na nasze ekrany. Już jego "8 kobiet" zwiastowało filmowca zajętego przede wszystkim tajemnicami duszy kobiecej. Po śmierci Ingmara Bergmana i Michelangelo Antonioniego otworzył się wakat na stanowisko postmodernistycznego portrecisty współczesnej kobiety.

Może się wydać, że dzisiejszy widz, poddany inwazji kina pełnego krzyku, strzelaniny, pisku opon, będzie obojętny, a może wręcz niechętny kinu zastanawiającemu się nad złożonością ludzkiej natury. Tymczasem jest odwrotnie. Przesycony sensacyjną tandetą o zgranych schematach szuka coraz częściej czegoś innego, inteligentniejszego, co pozwoliłoby mu lepiej zrozumieć świat, pomyślniej żyć. Awangardą takiego kina jest nowy francuski dramat psychologiczny.