Ponad 40 lat temu, w 1966 roku w "Pociągach pod specjalnym nadzorem" Menzel udowodnił, że kino może być ekwiwalentem literatury. Że może cieszyć, wzruszać i przerażać jak najlepsza książka. Jak książka Bohumila Hrabala.
Siła pisarstwa Hrabala polegała na łączeniu przeciwieństw: jowialności spod znaku dobrego wojaka Szwejka z okrucieństwem prozy Fuksa. Kufel piwa i niepotrzebna śmierć, niezdarny seks i ćwiartka wódki, po której chce się pofrunąć wysoko aż do nieba. Wyznaczniki charakteru prozy Hrabala stały się wewnętrznym charakterem pisma jego najwierniejszego filmowego apologety Jiríego Menzla. Tydzień temu brawami przyjęliśmy polską premierę "Obsługiwałem angielskiego króla", a dzisiaj po latach możemy obejrzeć w kinie owoc najważniejszego wspólnego przedsięwzięcia Hrabala i Menzla: legendarne "Pociągi pod specjalnym nadzorem".
Znowu, jak to u Hrabala, śmierć przegląda się w lusterku życia. Lustereczko jest pęknięte, ma oprawę z plastiku, a w kieszeni parcianych portek chowa je nieśmiały bohater "Pociągów" Milos Hrma. Na stacji kolejowej w Kostomlatach, gdzie jest praktykantem, rok 1945 niewiele się różni od, powiedzmy, 1937. Wojna jest daleko, prowincjonalne plotki bardzo blisko. Równie blisko jak hormony 18-latka: Milos wyczuwa je w swoim ciele, dosłownie na skórze. Toczy maleńką, prywatną światową wojnę o serce konduktorki. Wojenka ma pryszcze, jest zawstydzona, zbyt zachłanna, przedwczesna. W gruncie rzeczy tragiczna.
Ale pociągi jadą przecież dalej, nudne życie toczy się swoim rytmem, nic się nie zmienia. A jednak pomiędzy odjeżdżającymi i przyjeżdżającymi na stację pociągami indywidualne wojny bohaterów nałożą się w końcu na wojnę prawdziwą. Zbiorową. W egzystencjalnej pustce urozmaicanej pieczątkami, które na pupie telefonistki przybija jurny dyżurny ruchu pan Hubicka, albo gołębiami hodowanymi przez zawiadowcę stacji Maksa Milos stanie się mężczyzną. Zostanie bohaterem. Nikt tego nie zauważy.
Istnieje bowiem bohaterstwo, które zaczyna się "Rejtanem", a kończy nazwami ulic i pomnikami, ale jest także cicha niezwykłość, wielkość przypadkowa, nieplanowana, zapomniana, często wyśmiana. Taka jak w "Pociągach...". Pocieszny bohater Milos zasłużył na nasz szacunek. Nie liczył na wiele od życia. Chciał być dobrym kolejarzem, dobrym mężem (a wcześniej kochankiem), pić piwo i jeść knedle. Bardzo dużo knedli. Nie najadł się ich jednak zbyt wiele, nie zakochał, nie opił (szczęściem). Ostatnia kluska stanęła mu w gardle. Pofrunął z nią jak gołąbek zawiadowcy Maxima. Prosto do filmowego nieba.
"Pociągi pod specjalnym nadzorem"
Czechosłowacja 1966; Reżyseria: Jiri Menzel; Obsada: Vaclav Neckar, Josef Somr, Vlastimil Brodsky, Jitka Bendova, Vladimir Valenta; Dystrybucja: Art House; Czas: 92 min;
Premiera: 25 maja