"Zakładnik" (aka "Plennyj")
Rosja/Bułgaria 2009; reżyseria: Aleksiej Uczitiel; obsada: Wiaczesław Krikunow, Piotr Logaczew, Irakli Mskhalaia; dystrybucja: Art House; czas: 80 min; Premiera: 27 listopada; Ocena 3/6
„Zakładnik” jakąś summą czeczeńskiej tematyki nie jest, raczej fragmentaryccną migawką podejmującą kwestie etyczne, uderzającą w rosyjskie poczucie winy, pokazującym w szczątkowej formie skorumpowanie dowódców handlujących bronią z kazachskimi watażkami, demoralizację zwykłych szeregowców traktujących wojnę i śmierć z rutynową obojętnością.
Film powstał na powstał na podstawie powieści „Jeniec Kaukazu” Władimira Makanina i opowiada historię dwóch rosyjskich żołnierzy, którzy, gdy ich kolumna zostaje ostrzelana przez czeczeńskich partyzantów próbują odbić wziętego do niewoli kolegę. Biorą zatem udział w polowaniu z nagonką na czeczeńskich bojowniów i biorą jako jeńca młodego rannego w nogę chłopaka – Dżamala. Chcą go wymienić na swojego żołnierza przetrzymywnego w pobliskiej wiosce. Przedzierają się przez góry, docierają do wioski, a po drodze powoli przezwyciężają wzajemną wrogość, zauważają to, co ich łączy, stają się zdolni do jakiejś humanistycznej refleksji. Zbliża sama droga, dziewicza natura, poczucie zagrożenia. Uprzedzenia przestają być ważne, zasada zbiorowej odpowiedzialości ustępuje miejsca jednostkowej ludzkiej perspektywie. Pojawia się litość, zrozumienie, Rosjanie z czasem rozwiązują jeńca, ofiarowują mu ciepłe skapety. A on kiedy ma okazję uciec, jednak z niej nie korzysta. Tylko jak długo da się tę relację utrzymać w wojennych warunkach, gdy od jednego fałszywego kroku może zaleźeć życie.
Sama historia nie jest specjalnie oryginalna, Ameryki nie odkrywa. To już jednak było. Ostrzej, wyrażniej, ważniej i poważniej. Film Uczitiela broni się za to pomysłową formą organicznie podporządkowaną oszczędnej narracji, obywającej się właściwie bez fajerwerków balansującej na granicy naturalizmu i metaforycznych sensów. Świetne są ascetyczne, wyprane zdjęcia Jurija Klimenki, całkiem przekonujące aktorstwo, zwłaszcza Waczesława Krikunowa. Przekonuje też dyskrecja, z jaką Uczitiel wplata w akcję znaczenia ledwie sugerowane, a nie wywalane kawa na ławę oskarżycielskim tonem. Za szybko się to jednak kończy, by o wojnie w Czeczeni powiedzieć coś naprawdę istotnego. Ledwie coś zaczyna się między bohaterami dziać, a już zmierzamy do zakończenia. Dramatycznego, ale jednak prowadzącego do dość przewidywalnych i oczywistych antywojennych przesłań.