"Pink Moon"
Niderlandzki scenarzysta Bastiaan Kroeger nie traci czasu na fabularne meandry. Film rozpoczyna się rodzinną kolacją, podczas której 74-letni Jan (Johan Leysen) z grubej rury oznajmia swoim dorosłym dzieciom, Iris (Julia Akkermans) i Ivanowi (Eelco Smits), że 75. urodziny będą jego ostatnimi.
Ten swoisty "plan 75" nie jest sprowokowany przez rząd - niczym w recenzowanym niedawno w tym cyklu japońskim dramacie Chie Hayakawy - ani przez nikogo innego. Jan nie jest też śmiertelnie chory bądź jakkolwiek zależny od osób trzecich, jak w większości filmów o eutanazji, ostatnio choćby francuskim "Wszystko poszło dobrze" François Ozona. Przeciwnie - Jan cieszy się doskonałym zdrowiem, lecz pragnie odejść z tego świata zanim stanie się ciężarem dla rodziny. Motywacja wdowca jest także częściowo romantyczna - chce umrzeć z tęsknoty za żoną.
Iris i Ivan reagują skrajnie różnie na deklarację ojca. Syn przyjmuje wiadomość ze spokojem, od razu ją racjonalizuje, natomiast córka wybucha i nie zamierza się z nią pogodzić.
Jak na ironię, Iris na co dzień zajmuje się ratowaniem życia. Właśnie opracowała dla korporacji ekologicznej projekt Water for Life, który może wydłużyć oczekiwaną długość życia w najsuchszych zakątkach świata nawet o dekadę. Wyznanie Jana spada na bohaterkę w momencie, gdy wybiera się z ważną prezentacją do RPA. W efekcie Iris przewartościowuje priorytety, bierze długi urlop i zaczyna spędzać z ojcem tak nagle cenne chwile. Zaczyna skromnie, od pomocy mu w zidentyfikowaniu piosenki po samej melodii, aż wreszcie decyduje się z nim zamieszkać.
Odświeżające w filmie Floor van der Meulen jest nie tylko to, że Jan wciąż znajduje się w pełni sił fizycznych i intelektualnych, ale również to, że jego decyzja o zakończeniu życia nie sprawia, że każdy nowy dzień jest odtąd dla niego bądź to ciężarem, bądź nie wiadomo jaką celebrą. Nie ma żadnej "bucket list". Jan w dalszym ciągu odczuwa przyjemność z drobiazgów dnia codziennego, słuchania muzyki, zabawy z wnukami. Czuje jednakowoż, że bez ukochanej żony jego egzystencja stała się pusta i bezcelowa.
Czy zatem wybór ojca jest egoistyczny, czy to raczej pragnienie córki, by nie odchodził wyłącznie z miłości do niej, należałoby tak traktować? "Pink Moon" bynajmniej nie promuje eutanazji, lecz z zadziwiającą lekkością i humorem oddaje głos ludziom pragnącym do końca zachować kontrolę nad własnym życiem.
Gdzie zobaczyć: 1 lipca na festiwalu Tofifest