"Archiwum 81"
Netflix umie w nostalgię. Koronnym dowodem "Stranger Things", którego skądinąd "Archiwum 81" jest swego rodzaju "doroślejszą" wersją. Tu także zaglądamy do epoki przedcyfrowej i poznajemy alternatywny wymiar pod postacią gorszego odbicia naszej rzeczywistości. Ale głównym nośnikiem nostalgii jest tym razem nie tyle popkultura, ile nośnik sensu stricto - taśma VHS. Zapomniana, zakurzona kaseta, którą niektórzy z nas przechowują jeszcze gdzieś na strychu lub w piwnicy. I która dla przeciętnego zjadacza chleba może stanowić odpowiednik starożytnego papirusu dla archeologów: przedmiot skrywający tajemnicę i pochodzący z - cóż - innego świata.
Twórcy serialu od progu uruchamiają w nas tęsknotę za analogiem, każąc podążać za niejakim Danem Turnerem (w tej roli Mamoudou Athie, dotąd kojarzony głównie jako serialowy Grandmaster Flash, bóg hip-hopu z "The Get Down" tegoż Netfliksa), młodym archiwistą zatrudnionym do renowacji uszkodzonych taśm wideo z początków lat 90. Rekonstruując kasety VHS, bohater odkrywa zapis śledztwa doktorantki antropologii Melody Pendras (Dina Shihabi, saudyjska aktorka zauważona przez mainstream dzięki niezłemu występowi w serialu "Jack Ryan"), która wpadła na trop groźnej sekty działającej w nowojorskim apartamentowcu Visser. Odtąd narracja rozwija się w dwóch liniach czasowych, z reguły pomysłowo przeplatanych - wykorzystanie newsa MTV o śmierci Kurta Cobaina jako sposobu na wskazanie, w którym roku akurat się znaleźliśmy, jest doprawdy perfidne.
Znak czasów - kiedy dekady temu Mulder i Scully badali zjawiska nadprzyrodzone w ramach Archiwum X, byli wykwalifikowanymi agentami FBI. Tymczasem Dan i Melody to przeciętni obywatele, ludzie tacy jak my, ergo: dziś każdy może to robić.
Kolejny znak czasów - "Archiwum 81" to adaptacja... podcastu o tej samej nazwie. Showrunnerka Rebecca Sonnenshine (wsławiona antybohaterską serią "Boys" Amazona) zaczerpnęła jednak ze słuchowiska sam koncept, tworząc oryginalną opowieść, łączącą rozmaite konwencje grozy, na czele z found footage (film stylizowany na znalezione amatorskie nagranie), horrorem lovecraftowskim, okultystycznym i science fiction. Tonalnie czuć rękę producenta Jamesa Wana ("Obecność", "Wcielenie"), zaś fabularnie Sonnenshine bynajmniej nie odkrywa Ameryki, wykorzystując sprawdzone schematy z klasyki gatunku, jak "Dziecko Rosemary", "Lśnienie" czy "Nie oglądaj się teraz". Niektóre inspiracje są wręcz ostentacyjne: bohater ma na półce książki Stephena Kinga i nosi T-shirt z "Ministerstwem strachu" Fritza Langa. Sam pomysł na przeklętą kasetę VHS też nie jest nowy - japoński "The Ring" powstał jeszcze w latach 90., a jego hollywoodzki remake właśnie obchodzi dwudziestolecie. Co więcej, w zeszłym roku pojawiły się horrory mówiące bezpośrednio o archiwizacji wideo: "Censor" i "Broadcast Signal Intrusion".
Szlaki zostały więc przetarte, co nie znaczy, że nie zostało nic pola do popisu. Autorzy znakomicie wykorzystują ziarnisty i nieostry obraz VHS, aby oddać rozedrganie i niepokój przemyślnie skontrastowanych (on - analityczny, wycofany; ona - porywcza, obsesyjna) protagonistów. Bezbłędnie działa też element kluczowy dla sukcesu podcastu, mianowicie montaż dźwięku. To właśnie głównie efekty foniczne, przy ledwie śladowym zastosowaniu muzyki, kreują niesamowitą atmosferę.
Emocjonalnym budulcem serialu jest natomiast motyw rodziny. Dan zmaga się z traumą po stracie rodziców i siostry, z kolei Melody z jednej strony usiłuje dociec, dlaczego matka porzuciła ją w dzieciństwie, z drugiej – sama odkrywa w sobie instynkt macierzyński w stosunku do małoletniej Jess (Ariana Neal), którą sekta chce wykorzystać w charakterze ofiary. Niezła jest też dynamika pierwszoplanowej dwójki z przyjaciółmi - podcasterem Markiem (Matt McGorry) i malarką Annabelle (Julia Chan).
Interesujące, że przez wszystkie osiem odcinków pierwszego sezonu nie możemy być pewni intencji praktycznie żadnej ze znaczących postaci pobocznych, łącznie z tymi teoretycznie pozytywnymi. Wszyscy tu wydają się kłamać, kręcić lub coś ukrywać - scenariusz sprytnie wodzi widza za nos aż do (otwartego) finału.
Ciekawe również, że Sonnenshine przy ekranizacji dopuściła się straightwashingu, czyli praktyki wymazywania nieheteronormatywności osób queer. Oryginalna Melody z podcastu jest bowiem lesbijką, do tego żonatą. Tymczasem serial nie tylko kompletnie to ignoruje, ale też sugeruje zainteresowanie bohaterki facetami. Jak to się ma do Netfliksa jako rzekomego siedliska LGBT?
Żadnych kontrowersji za to nie ma w tym, że serial świetnie oddaje klimat izolacji, paniki, strachu o przyszłość - wszystkiego tego, co już na stałe wpisało się w naszą pandemiczną rzeczywistość. Dan odrestaurowuje taśmy VHS w odosobnieniu, rozmawiając ze swoim cokolwiek podejrzanym zleceniodawcą przeważnie przez wideokomunikator. To są obrazki doskonale nam znane z codzienności. Dlatego teraz dobrze się zastanowimy, zanim na kwarantannie wyciągniemy z pawlacza stary magnetowid.
Gdzie zobaczyć: Netflix