W pamiętnym "Pokoju syna" przyglądał się rodzicom, którzy opłakują śmierć nastoletniego potomka. "Moja matka" – opowieść o reżyserce powoli żegnającej się z umierającą krewną – stanowi niejako rewers tamtego filmu. Przy okazji wydaje się także bardziej od niego zniuansowana i wielowymiarowa. Inaczej niż jednostajnie ckliwy "Pokój...", "Moja matka" bywa jednocześnie wzniosła i przyziemna, bardzo zabawna i dogłębnie przejmująca.
Włoski reżyser nakręcił najlepszy film od lat, gdyż doskonale rozpoznał swoje ograniczenia. Tym razem okiełznał – irytującą choćby w "Kajmanie" – ostentacyjność i barokowość własnego stylu. Moretti nie traktuje już widza jak konsumenta atrakcji, którego należy olśnić pomysłowością. Zamiast tego uznaje go za partnera i potencjalnego powiernika tajemnicy.
Podobną ewolucję – polegającą głównie na redukcji swojego egocentryzmu – przechodzi także filmowa Margherita. Cenioną reżyserkę poznajemy w trakcie realizacji zaangażowanego społecznie dramatu. Praca idzie jednak jak po grudzie, każda scena emanuje fałszem, a ekipa musi bez przerwy znosić kaprysy kabotyńskiego gwiazdora z Ameryki. Moretti pokazuje, że w tle tych wydumanych problemów rozgrywają się autentyczne dramaty codzienności. Margherita rozstaje się z wieloletnim partnerem, traci kontakt z dorastającą córką i towarzyszy leżącej na łożu śmierci matce.
Choć początkowo myśli kobiety zajmuje wyłącznie filmowy plan, reżyser pozwala jej stopniowo zmienić priorytety i zrozumieć, że – jakby to ujął Milan Kundera – "życie jest gdzie indziej". Jednocześnie jednak "Moja matka" wcale nie osłabia naszej wiary w kino. W jednej ze scen dostajemy się w sam środek snu Margherity, której ukazuje się publiczność stłoczona w kolejce na seans. Jesteśmy pewni, że dzięki swoim doświadczeniom bohaterka będzie w stanie zaoferować jej znacznie więcej niż dotychczasowe frazesy.
MOJA MATKA | Francja, Niemcy, Włochy 2015 | reżyseria: Nanni Moretti | dystrybucja: Gutek Film | czas: 102 min