Reżyser postrzega życie Tomasa i Ebby jako karkołomny slalom pomiędzy konwenansami, stereotypami i trudnymi do spełnienia normami społecznymi. Stawianie przed bohaterami kolejnych przeszkód na drodze do porozumienia udowadnia, że Ruben Östlund wciąż świetnie czuje się w roli złośliwego demiurga. Inaczej jednak niż w odrobinę mizantropicznej "Grze", tym razem łączy pogardę z czułością, a chwilami umie rozładować napiętą atmosferę erupcjami czarnego humoru.
Film Östlunda to także znakomite ćwiczenie w sztuce suspensu. Od pierwszych chwil seansu odczuwamy atmosferę niepewności i zagrożenia, a mikroskopijne zdarzenia urastają w naszych oczach do rangi zwiastunów nieuniknionej katastrofy. Choć bohaterowie starają się zachować spokój, możemy być pewni, że – zupełnie jak na pozowanym zdjęciu z pierwszej sceny filmu – starają się po prostu robić dobrą minę do złej gry.
Östlund, trochę jak Lars von Trier w "Melancholii", potrafi jednak doskonale grać z formułą filmu katastroficznego. Zamiast sprowadzać na bohaterów wielką tragedię, konfrontuje wypoczywających w alpejskim kurorcie burżujów ze skromnym kaprysem sił natury. Niepozorne zdarzenie wystarczy jednak, by wywrócić uporządkowany świat Tomasa i Ebby do góry nogami. W miarę rozwoju fabuły małżonkowie dostrzegają, jak bardzo kruche okazują się fundamenty, na których przez lata budowali poczucie samozadowolenia.
Pod tym względem "Turysta" rzeczywiście odsyła do przypominanej wcześniej "Gry". W tamtym filmie Östlund wskazywał na pułapki politycznej poprawności, która nie pozwalała napiętnować czarnoskórych chuliganów w obawie przed posądzeniem o rasizm. Tym razem szwedzki reżyser zawęża nieco perspektywę. Zamiast mówić o problemach większej zbiorowości, bierze pod lupę instytucję rodziny. Kolejne sceny z życia małżeńskiego wskazują na hipokryzję bohaterów, którzy nie są w stanie przeprowadzić rozmowy o niedoskonałościach związku, gdyż boją się jej nieprzewidywalnych rezultatów. Tomas i Ebba nie mogą także szukać pocieszenia we własnym bogactwie. Choć małżonkowie prowadzą dostatnie życie, w dobie szalejącego kryzysu finansowego łatwo przecież o kataklizm mogący pozbawić ich materialnego uprzywilejowania.
Reklama
Podejrzliwość, z jaką Ruben Östlund przygląda się pozornie uporządkowanemu życiu bohaterów, wzbudza czasem skojarzenia z metodami Michaela Hanekego. "Turysta" jeszcze bardziej przypomina jednak kino Bunuela. Nie chodzi tylko o to, że szwedzki reżyser nakręcił jeszcze jeden film obśmiewający dyskretny urok burżuazji. Östlund – tak jak hiszpański surrealista – znęca się nad bohaterami, zamyka ich w ciasnej przestrzeni i każe zrewidować wyznawane uprzednio wartości. Psychologiczne tortury nie prowadzą jednak do upodlenia, lecz ostatecznie przynoszą ulgę. W ostatniej scenie Tomas przestaje gonić za ideałem, godzi się z własnymi słabościami i – nie zważając na reakcje rodziny – ostentacyjnie zapala papierosa. Tak jak tytułowa bohaterka "Viridiany", która zasiadała do karcianej gry z kuzynem, poznaje wreszcie gorzki smak wolności.
Turysta | Dania, Francja, Norwegia, Szwecja 2014 | reżyseria: Ruben Östlund | dystrybucja: Against Gravity | czas: 118 min