Urodzony w Nowym Jorku twórca wyjątkowo upodobał sobie ten gatunek i od dłuższego czasu, mniej więcej co dwa-trzy lata, serwuje widzom kolejną wersję de facto tej samej historii. I nawet jeżeli nie stoi po drugiej stronie kamery, dyskretnie podsuwa swój scenariusz któremuś z kolegów po fachu. Nie pozostaje to bez znaczenia w kontekście jego najnowszej produkcji, bo właśnie element autotematyczny stanowić miał główny wyróżnik filmu "Scenariusz na miłość".

Reklama

A jeżeli komedia romantyczna, w ciemno niemal można obstawiać, że będzie grał w niej Hugh Grant. Brytyjski aktor, który przed laty zmiękczył nawet najtwardsze serca rolą w filmie "Cztery wesela i pogrzeb", wciela się tu w bohatera w Fabryce Snów pewnie niezbyt lubianego. Będącego bowiem żywym dowodem na to, jak cienka granica dzieli sukces od porażki i radość od rozczarowania, a o tym pewnie wielu hollywoodzkich scenarzystów przekonało się na własnej skórze.

Jednym z nich jest Keith Michaels, który w gruncie rzeczy sam ukręcił tu na siebie bat. Mężczyzna nie może wyjść z cienia młodzieńczego, oscarowego sukcesu, potwierdzając starą życiową prawdę, że wdrapać się na szczyt jest zdecydowanie łatwiej, niż na nim pozostać. Ale ostatecznie nie o zawodowy sukces tu idzie, a przynajmniej nie w pierwszej kolejności, lecz o prawdziwe uczucie. A tego Ketih szukał będzie już nie jako scenarzysta, a po przekwalifikowaniu – wykładowca uniwersytecki.

Film Marka Lawrence'a schematami stoi, choć jak tylko mogą, starają się je łamać Grant i Marisa Tomei, a na drugim planie J.K. Simmons. Bez nich "Scenariusz na miłość" byłby pewnie ciężki do zniesienia i ze zniecierpliwieniem wyczekiwalibyśmy napisów końcowych. Z ich talentem i trudnym do przecenienia urokiem jest o niebo lepiej, co jednak nie zmienia faktu, że dużo lepsze scenariusze od Lawrence'a pisze samo życie.

SCENARIUSZ NA MIŁOŚĆ | USA 2014 | reżyseria: Marc Lawrence | dystrybucja: Kino Świat | czas: 106 min