Jeśli film Martina Scorsesego przypominał opętańczą imprezę, dokumentowi Marca Baudera bliżej do ascetycznej spowiedzi. Wrażenia bynajmniej nie okazują się przez to mniej sugestywne. "Władca wszechświata" uzmysławia nam, że – niezależnie od kryzysu finansowego – rekiny finansjery wciąż są drapieżne, a ich apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Reklama

Film Baudera działa jak inteligentny horror: zamiast epatować efekciarskimi trikami, utrzymuje nas w atmosferze permanentnego zagrożenia. Adekwatna do nastroju opowieści chłodna elegancja formy to zapewne zasługa producenta Nikolausa Geyrhaltera. Znakomity austriacki dokumentalista zasłynął jako dystyngowany voyeur przyglądający się osobliwościom zachodniej cywilizacji. Siła filmów Geyrhaltera tkwiła zawsze w portretowaniu przestrzeni, która na naszych oczach zyskiwała podmiotowość i urastała do rangi jednego z najważniejszych bohaterów opowiadanej historii. Nie inaczej dzieje się także we "Władcy wszechświata". Ukazany w filmie frankfurcki biurowiec wydaje się krnąbrną wariacją na temat tytułowego "Szpitala dunajskiego" z najnowszego dokumentu Geyrhaltera. Oba budynki są pomnikami nowoczesnej architektury i przykuwają uwagę sterylnością wnętrz. O ile jednak szpital pozostaje świetnie prosperującą fabryką zdrowia, biurowiec jest wyłącznie świątynią chciwości.

Inaczej niż u Geyrhaltera, wycieczkę po miejscu upiornego kultu odbywamy w towarzystwie przewodnika. Były bankier Rainer Voss to brzuchaty demiurg z niedbale zawiązanym szalem, cenny świadek koronny i dezerter z wrogiej armii, który zdradza plany dotychczasowych dowódców. Mężczyzna beznamiętnym tonem wspomina czasy, gdy zarabiał po kilka milionów euro dziennie i – na zlecenie przełożonych – wypuszczał się na beztroskie wycieczki poza granice prawa. Voss nie pozostawia wątpliwości, że obecny kryzys finansowy stanowi rezultat działań jego i jemu podobnych. Przy okazji snuje frapującą z antropologicznego punktu widzenia opowieść o bankierskiej obyczajowości. Ze zwierzeń Vossa wynika choćby, że popularne w dobie Gordona Gekko i "Wall Street" Olivera Stone'a hasło "Chciwość jest dobra" zostało dziś zastąpione przez maksymę "Bądź bezwzględny!".

Na całe szczęście gorliwy wyznawca tej filozofii nie próbuje inscenizować przed kamerami swej dramatycznej przemiany. Choć bohater przed kilku laty został zwolniony z pracy, nie pała żądzą odwetu ani nie zdradza skłonności do nadmiernej egzaltacji. Zamiast tego, ośmielony odpowiednim dystansem czasowym, chętnie opisuje paradoksy swojej codzienności. Szczególne wrażenie robi pod tym względem drobiazgowy opis systematycznego rzucania się w wir pracy, zrywania więzi z rodziną i tracenia kontaktu z rzeczywistością.

W najlepszych momentach filmu Voss powraca jednak myślami do dnia dzisiejszego. Bohater snuje wówczas iście apokaliptyczne proroctwa z taką łatwością, jakby odczytywał prognozę pogody. Były bankier stwierdza na przykład, że Francja już niedługo podzieli los Grecji i padnie ofiarą widowiskowego bankructwa. Kiedy indziej przekonuje zaś: – O ile rządy zachodnich państw mają dziesiątki planów na wypadek domniemanych ataków terrorystycznych, nie istnieje żadna koncepcja reakcji na kryzys finansowy. Nic dziwnego, że dobre samopoczucie widza lega w gruzach niczym wieże World Trade Center, a sugestywność przepowiedni teutońskiego Nostradamusa wywołuje daleko idący dyskomfort. W tej sytuacji pozostaje tylko tęsknota za śmiałkiem, który zmusi wskazanych przez Vossa "Władców wszechświata" do rychłej abdykacji.

WŁADCA WSZECHŚWIATA | Austria, Niemcy 2013 | reżyseria: Marc Bauder | dystrybucja: Gutek Film | czas: 90 min