Tylko na pierwszy rzut oka jest w tym filmie wszystko to, do czego w ostatnim czasie przyzwyczaił nas mistrz komedii. Jest, jak w "Blue Jasmine", konflikt klasowy rozpisany tu z gracją i pomysłem pomiędzy cynicznym arystokratą Stanleyem Crawfordem (Colin Firth) a trzpiotką z proletariatu, Sophie (Emma Stone), która podstępem chce się wżenić w elitę. Jest też, jak w "O północy w Paryżu", podróż do przeszłości, znów do lat 20. XX wieku, ale tym razem na Lazurowe Wybrzeże. Są wreszcie miłość, kuglarskie sztuczki, intelektualne dysputy i jedno wielkie oszustwo.
To ostatnie jest fundamentem tej wdzięcznej historii. Oto Sophie przybywa do nobilitowanych rodzin, gdzie robi natychmiastową karierę jako medium. Kontaktuje się z lokatorami świata umarłych, dając żywym radość i ukojenie. Arystokraci są tak w urodziwą dziewoję z ludu zapatrzeni, że chcą jej postawić pomnik spiżowy – fundację ochrzczoną jej imieniem, w której będą prowadzone studia nad zjawiskiem okultyzmu. Zanim jednak za rzecz zabiorą się profesorowie i spirytyści, do głosu dojdzie cyniczny Stanley, który niejednego hochsztaplera już zdemaskował. Mężczyzna, chociaż sam para się sztuką iluzji, twardo stąpa po ziemi. Życie pozagrobowe i zjawiska paranormalne traktuje jako wymysł histeryków. Z zaciętością deklaruje, że Boga nie ma.
Ale Stanley jest jednym z tych, którzy bardzo chcieliby uwierzyć. Znaleźć wiarę, sens, oparcie; Boga miłość i inne wielkie, osławione wartości, które nie mają materialnego kształtu. I tu w sukurs przychodzi mu Sophie, która nie tylko olśniewa go urodą, ale też zdolnościami spirytystycznymi. Te ostatnie nawet dla Stanleya okazują się niepodważalne. Pięknie Allen wygrywa tę wzajemną fascynację dwóch odległych biegunów na tak wielu poziomach – mentalnym, przekonań, klasowym, intelektualnym. Tytułowa magia ma tutaj wiele oblicz. Jest magia uczucia, które potrafi oczarować zatwardziałych socjopatów. Jest magia iluzji, która stanowi rozrywkę dla gawiedzi – bo właśnie taką formą sztuki trudni się Stanley, ale też potrafi tchnąć życie w zblazowaną klasę wyższą. Brytyjska socjeta na wieść o możliwym kontakcie z zaświatami odżywa. Allen jest bezlitosny w swojej krytyce arystokracji. Pytania, jakie członkowie możnowładczych rodzin zadają duchom, oscylują wokół egoistycznych potrzeb: zapewnienia siebie i otoczenia, że zmarły mąż za życia nie zdradzał, a także, że w metafizycznym świecie żyje się wygodnie i szczęśliwie.
Ta sztuka iluzji pełni tu funkcję terapeutyczną. Woody Allen, tworząc kreację Stanleya, obdarzył go zapewne wieloma swoimi cechami. Kolejne rozwiązania fabularne przekonują jednak, że moc iluzji jest krótkoterminowa. Reżyser zdaje się mówić w ten sposób o kinie. Kinie jako narzędziu, dzięki któremu stajemy się chwilowo szczęśliwi, ale w dłuższej perspektywie jest ono w stanie jedynie zdołować, przynieść gorycz związaną z powrotem do okrutnej rzeczywistości. Czyżby więc w ten sposób komik dawał nam do zrozumienia, że utracił wiarę w medium, którym tak ochoczo się posługuje, kręcąc rokrocznie nowy film?
Cóż, nawet jeśli twórca utracił wiarę w kino, na pewno nie utracił talentu. "Magia w blasku księżyca" to urokliwa komedia, pięknie stylizowana na drugą dekadę ubiegłego wieku, świetnie zagrana na każdym planie (szczególną uwagę zwraca Jacki Weaver, która – choć kojarzymy ją i z komediowych ról – tworzy tutaj odwrotność matrony z "Królestwa zwierząt", a kto nie kojarzy jej nazwiska właśnie z tą rolą, no kto?). Wszystko jest tu bardzo Allenowskie: od jazzowej, nieingerującej w świat przedstawiony muzyki, przez cięte dialogi i smaczne riposty, aż po charakterystyczny montaż i kondensację do fabuły do najważniejszych, najistotniejszych momentów.
– Wierzę, że tam w górze jest coś, co czuwa nad nami. Niestety, jest to rząd – żartował niegdyś Woody Allen. Wygląda na to, że z wiekiem swoich poglądów nie zmienia. Ale czy to właśnie nie za konsekwencję lubimy go najbardziej? Poziom ostatnich filmów Allena to sinusoida – zdarzają mu się niemiłosierne wtopy, jak nieszczęsny "Sen Kassandry" czy przeciętni "Zakochani w Rzymie", ale też ujmujące historie, który wyróżniają się i zostają w pamięci, jak "O północy w Paryżu" czy "Blue Jasmine". "Magia w blasku księżyca" zdecydowanie dołącza do panteonu tych drugich.
MAGIA W BLASKU KSIĘŻYCA | USA 2014 | reżyseria: Woody Allen | dystrybucja: Kino Świat | czas: 97 min