Film byłby zdecydowanie ciekawszy, gdyby nie dosyć przyciężkawe uatrakcyjnienie fabuły elementami zaświatów. Metafizyka w wersji infernalnej, nie najlepiej wymyślona i zagrana (anioł śmierci odprowadzający samobójców w zaświaty) nie służy całości, która jest ujmująca i bardzo życiowa. Marcin (Wojciech Solarz), lider punkowego zespołu Bobry, po latach spędzonych na emigracji zarobkowej w Irlandii wraca do kraju. Zarówno wyjazd, jak i powrót średnio się udał, Marcin nie widzi dla siebie perspektyw, myśli o samobójstwie. Od depresji ratuje go muzyka, a ściślej własna gitara, którą kupił od przypadkowego faceta.
Gotkowskiemu trudno pogratulować subtelności czy dobrego gustu – jeden z dawnych Bobrów prowadzi miejską toaletę, co rodzi całą gamę mało wybrednych skojarzeń i żarcików. Na szczęście w tym nie najlepiej zainscenizowanym filmie udało się zarejestrować coś z rzeczywistej prawdy dorastania. Dawne nastolatki nie chcą dorosnąć, usiłują na zawsze pozostać chłopcami zdzierającymi struny gitarowe i balangującymi po koncertach, ale rzeczywistość się zmieniła, zniknęły groupies, pojawiły się nowe gwiazdy. Jak zderzyć chłopięctwo z męskością? Czy dorastanie do dojrzałości w ogóle jest możliwe?
Jeżeli przynajmniej część tego rodzaju pytań wypadła naturalnie i świeżo, największa w tym zasługa Wojciecha Solarza w roli Marcina. Ten znakomity aktor młodego pokolenia, mający również ambicje reżyserskie, potrafi w jednej scenie oddać naiwność, bezpretensjonalność, ale i desperację bohatera próbującego raz jeszcze zawalczyć o siebie. Przede wszystkim dzięki Solarzowi "Bobry" nieoczekiwanie zyskują chwilami nadwyżkę z prawdy. Ludzie, nie figury, plus rytm, plus riff.
BOBRY | Polska 2013 | reżyseria: Hubert Gotkowski | dystrybucja: Spectator |czas: 95 min